Dwójka
nastolatków te dziewięć lat temu. Na wakacjach, z dala od rodziców. Opowiedziany
przeze mnie wcale nieśmieszny kawał o lisie. 5 euro zapłacone koleżance, by
zostawiła Nas samych w pokoju. Jego koszulka pożyczona na plaży. Czerwona
łódka. Grecja, prom, zachód słońca. Trochę za dużo wypitego greckiego wina (oj,
no już nikt nie pamięta, że nie miałam osiemnastu lat). Moja mama, która
oglądając zdjęcia z wycieczki, od razu zapytała kim jest ten chłopak o
błękitnych oczach. Kuba, który jeszcze tego samego dnia, pojechał do pracy do swojej
mamy, na skuterze, by pochwalić się, że ma dziewczynę. Tak to wszystko się
zaczęło.
Dziewięć
wspólnych lat. Mnóstwo spacerów, tysiące przejechanych kilometrów, kilka lotów
samolotem, kilka wspólnie odwiedzonych krajów. Wiele przygód, niezliczona ilość
obiadów, tysiące zrobionych kanapek na śniadanie, całe mnóstwo wspólnie
obejrzanych filmów. Kilkanaście sezonów seriali, wiele gier w monopol, pociągi
czy tabu. Dużo tęsknoty i dużo oczekiwania. Mnóstwo śmiechu i radości.
Niekończące się wieczorne rozmowy przez telefon, gdy jeszcze nie mieszkaliśmy
razem. Wyobrażanie sobie, jak to będzie, gdy w końcu będziemy mieć siebie na co
dzień. Jedno wspólne liceum, jedna wspólna studniówka. Jedno rozstanie. Nauka
jazdy samochodem, egzaminy, matura, studia. Jedno wynajęte mieszkanie i jeden
kupiony na kredyt dom. Nasz ogród, nasze miejsce na ziemi.
Jeden
gigantyczny remont. Kosztujący masę nerwów, ale dający wciąż tyle radości. Bo
to nasze, bo to tutaj tworzymy swoje miejsce. Bo po tym ogrodzie kiedyś będą
biegać malutkie stópki, bo tam stanie huśtawka, a tu zrobimy piaskownice. Bo to
w tym miejscu stworzymy dom w jego najlepszym wydaniu. Rodzinę o jakiej oboje
marzymy. To tutaj będziemy codziennie stęsknieni wracać i tu będziemy znajdować
ukojenie. Będzie tu dużo miłości, a z czasem i coraz więcej hałasu. Widzimy to
oczami wyobraźni.
Te
dziewięć lat to też niezliczona ilość kłótni, bo przecież przez lata się
nazbierało. To łzy, a czasem i krzyki. To czasem zatrzaśnięte drzwi. Ale to też
zawsze szybka zgoda. Nigdy niezakończony dzień w kłótni. Nie nosimy ze sobą
problemów, nie ciągniemy nieporozumień dniami/tygodniami - szkoda życia.
Setki
zrealizowanych wspólnych planów i marzeń. Wiele sukcesów, ale i też porażek,
które łatwiej było znieść we dwójkę. Niekończące się decyzje, wciąż nowe do
podejmowania. Jedne prostsze, drugie trudne i mające długoterminowe
konsekwencje. Zawsze razem, nigdy przeciw sobie.
Miliony
(to chyba za mało) smsów. A ja wciąż nie znam Jego numeru na pamięć. ;) Wspólne
wakacje, wspólne wyjazdy, grille, ogniska, imprezy, wesela, tańce. Tysiące
wspólnych zdjęć (wszystkie dzięki mnie). To dzięki nim możemy sobie
przypomnieć, że kiedyś byłam ruda, a mój mąż był chudszy ode mnie. To dzięki
nim widzimy, że ten czas rzeczywiście ucieka, a my się zmieniamy. Choć wciąż
nie wiemy, jak to się stało, że to już tyle lat. Przecież wczoraj pisaliśmy
maturę. Kiedy ta dwójka zakochanych w sobie nastolatków zmieniła się w Nas?
Ślub, kredyt, dom? Jak my się tu znaleźliśmy? :D
Te
lata to też przyjaźnie, takie które już też nie pamiętamy kiedy się zaczęły. I
jak to było, że kiedyś ich nie było. Przyjaciele - jego, moi, a po czasie już
po prostu „nasi”. Osoby, na które zawsze możemy liczyć. Które zawsze odbiorą
telefon i zawsze znajdą czas.
To
też to miejsce. Blog, którego by nie było, gdyby nie jego wsparcie. Wielu
rzeczy by nie było. To też cierpliwość. Cierpliwość do swoich, nie raz, głupich
pomysłów. Cierpliwość do siebie nawzajem, bo czasem też jej trzeba.
Cierpliwość, którą mamy tylko dla tych, którzy są dla nas ważni.
Niejeden
upadek i wspólne powstanie. Bo porażki bolą zawsze, ale jakoś nieco mniej we
dwójkę. A sukcesy przeżywane razem? Cieszą podwójnie. Wspólne gotowanie,
pieczenie i smażenie naleśników. Wspólne wypady do McDonalda, gdy nikt nie
patrzy. Leżenie na kanapie i oglądanie głupot w telewizji. Czasem udawanie
przed resztą świata, że Nas nie ma. Czasem po prostu cieszenie się tylko sobą.
Łapanie wspólnych chwil, których czasem tak bardzo brakuje.
Ale
te lata, to też przede wszystkim, niekończąca się miłość. Tony uścisków,
pocałunków i przytuleń. Ramiona bez których nie zasnę. Niezliczona ilość
„Kocham Cię”. Jedna, ta najważniejsza, przysięga. Wspólne marzenia i plany. Wspólne
„chcemy więcej, chcemy dalej”. I ta niezachwiana pewność, że to jest ten
człowiek i ta największa miłość. Że nie można było trafić lepiej i że najlepsze
wciąż przed nami.
A odpowiadając na tytułowe pytanie - Dziewięć lat to dużo. Szczególnie, gdy samemu ma się dopiero 25. Ale to też niesamowicie mało, jeżeli się pomyśli ile jeszcze przed Nami. Oby jak najwięcej! I czasu i miłości. :) I zdrowia!
Bajkowe Śluby |