czwartek, 17 listopada 2016

Czego sobie życzę na 25 urodziny?



W taki dzień, jak dziś, muszę sobie pozwolić na wpis leżący daleko, daleko od ślubów. ;) Bo listopad pomimo całej, okropnej szarugi za oknem, przynosi też mi co roku taki jeden dzień, który bardzo lubię (może gdy przekroczę pewną granicę wieku to przestanę :P). Tak, dziś są moje urodziny! I to nie byle jakie, bo dwudzieste piąte. Ćwiartka! Zakładając, że dożyje setki. :D 

Urodziny są zawsze dla mnie pewnym podsumowaniem roku. W zasadzie to ich termin prawie się zbiega z jego końcem, więc to tym bardziej temu sprzyja. Lubię zastanowić się nad tym, co miniony rok mi przyniósł, co ważnego się wydarzyło. A wydarzyło się sporo! Wyszłam za mąż, zmieniłam nazwisko i zostałam po raz drugi ciocią. Dowiedziałam się też znów, jak wielka potrafi być cioteczna miłość. :) Kupiliśmy dom i lada moment szykuje nam się wielka przeprowadzka. Zrobiłam tatuaż (pierwszy, ale nie ostatni ;)). W maju zobaczyłam piękny wschód słońca, a latem nadmorski zachód. Zupełnie przypadkowo zaczęłam opisywać swoje ślubne przygotowania u Niepoprawnej Panny Młodej, co spowodowało, że dziś piszę już trzydziesty drugi post na mojego własnego bloga. Dodatkowo zyskałam niesamowitą Internetową przyjaźń? Sama nie wiem, jak to nazwać, ale jeśli od roku nieprzerwanie ta relacja trwa, to na pewno zasługuje na jakąś odpowiednią nazwę. :) Pierwszy raz w życiu byłam świadkową i zorganizowałam wieczór panieński, po którym Panna Młoda jeszcze w dniu ślubu miała siniaki. :D Sama miałam niezapomniany wieczór (dzień, noc) panieński i najlepszą na świecie świadkową. Swoją drogą, to jest całkiem zabawne, gdy wychodzisz za mąż za swoją licealną miłość, a Twoim świadkiem jest przyjaciółka z gimnazjalnej ławki. Tak, jakby wszystko to o czym mówiło się mając lat 16, rzeczywiście się spełniało. A Ty wciąż w to nie wierzysz. ;) Dowiedziałam się, że nawet My możemy mieć tak piękne zdjęcia, że choć tynki na naszych ścianach dopiero schną, to ja już bym je najchętniej powiesiła. Spełniłam już 69 punktów z mojej listy 100 rzeczy do zrobienia w tym roku – co uważam za bardzo dobry wynik! Poznałam nowych ludzi, a Ci których już darzyłam uczuciem, wciąż są ze mną. Mam masę cudownych wspomnień. 

Czego więc sobie życzę na kolejny rok?

- Jeszcze więcej tego wszystkiego co już mam. :)  Bo mam niesamowicie wiele (i nie mówię tu wcale o pieniądzach na koncie :P). Mówię za to o tym, jak bardzo mi się w życiu poszczęściło. Jak lubię to gdzie jestem i z kim jestem. I jak z każdym kolejny rokiem, dociera do mnie z coraz większą mocą, co tak naprawdę się liczy. 

- Miłości, bo jej nigdy za wiele. Szczęśliwego i dającego satysfakcję małżeństwa. Jestem niesamowicie dumna ze związku, który tworzymy i oby tylko tak dalej. :)

- Zdrowia, bo bez niego nie ma nic. A jeżeli tylko dopiszę to przecież możemy wszystko. 

- Budowania domu, już nie cegłami, ale naszym wspólnym wysiłkiem. Stworzenia miejsca, do którego będziemy chcieli wracać, i w którym będziemy chcieli przebywać nie tylko my. Ciepłego, otwartego, rodzinnego.

- Dużo siły przy czekającym nas remoncie, bo przed nami kawał niełatwej roboty. 

- Pieniędzy, bo głupio jednak mieszkać w gołych ścianach. ;)

- Zmiany pracy, bo chyba na to najwyższa pora.

- Szczęścia, takiego zwyczajnego życiowego, które pozwala znaleźć się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Czasem mi sprzyja. ;)

- Dużo śmiechu i tych chwil, które chłonie się całym sobą. Tych kiedy zamyka się oczy ze szczęścia. 

- Przyjaźni, tak samo cennej jak miłości. Jest kilka w moim życiu bezcennych relacji. I niech trwają. Niech zawsze będzie te kilka numerów, pod które mogę napisać zawsze i o wszystkim. Parę adresów, gdzie na pewno nie zastanę zamkniętych drzwi. Parę osób, które wiedzą wszystko, nawet jeśli nic nie powiem.

- Wolnego czasu, bo go zawsze za mało. Czasu dla siebie, czasu dla bliskich.

- Tak cudownej rodziny, jaką już mam. Rodziny, która wspiera i popycha do przodu, gdy sam w siebie wątpisz. Która zawsze stanie za Tobą.

- Niekończącego się zachwytu i satysfakcji z tego co mamy. Pysznych kaw o poranku, słońca za oknem, nietuczącej czekolady, dobrych chwil.

- I jeszcze kilku innych rzeczy, o których tutaj nie napiszę, ale mam je w głowie i sercu. I zrobię wszystko by je spełnić. :)

Życzenia, które dziś otrzymuje są bardzo, bardzo trafione. Są rzeczywiście tym o czym na daną chwilę marzę. I jeżeli spełni się choć cząstka z nich, to już będzie przepięknie. 

Kocham moje życie. Głównie dzięki ludziom, których w nim mam. Zmieniłabym w nim jednak wiele i jestem przekonana, że wszystko to się uda zrobić. Niech tylko zdrowie dopiszę, to o nic więcej się nie martwię. :) I z niecierpliwością czekam na to, co nam przyniesie ten rok.

A mój Mąż znów pokazał, że zna mnie jak nikt inny i zrobił najlepszy tort na świecie! Z oreo, bananami i kremem krówkowym! U mnie to zdecydowanie przez żołądek do serca. :D Obiecał też, że na 26 urodziny wyprawi mi mega imprezę więc zapisuje, żeby nie zapomniał. :D
Kupił też dwa opakowania świeczek, bo nie wiadomo czemu pakują je po 24 sztuki. ;)


wtorek, 15 listopada 2016

Do ślubu w okularach czy soczewkach kontaktowych?



Jeżeli na co dzień nosicie okulary to bardzo możliwe, że zastanawiacie się czy iść w nich też do ślubu. Czasem jest tak, że okulary są naszym nieodłącznym atrybutem już od wielu lat i nie wyobrażamy sobie siebie bez nich, nie czujemy się wtedy w pełni sobą. Nie ma więc żadnych powodów, by rezygnować z nich w tym ważnym dniu. Inaczej jest natomiast, jeśli wolałybyśmy sobie bez tych okularów w dzień ślubu poradzić. Bo nie pasują nam do ślubnej stylizacji, bo nie chcemy nimi zasłaniać pięknego makijażu, nie chcemy się przejmować, że nam spadną podczas intensywnych tańców, bo chcemy właśnie w ten szczególny dzień wyglądać nieco inaczej itd.

Opowiem Wam, jak było u mnie. :) Wadę wzroku mam niewielką i noszę okulary na co dzień dopiero od roku (wcześniej zakładałam je tylko na wykładach/w kinie itd.). Czyli w dzień ślubu było to dopiero moje pół roku z okularami. Nie trudno zatem się domyśleć, że podczas ślubnych przygotowań byłam przekonana, że po prostu sobie tego jednego dnia, wyśmienicie bez nich poradzę. Jednak im było bliżej do ślubu, tym bardziej zwracałam uwagę, jak szybko przyzwyczaiłam się do wyraźnego widzenia w okularach i jak niewiele widzę bez nich. A przecież chciałam tego dnia zobaczyć i zapamiętać, jak najwięcej. Widzieć wszystkich moich bliskich, a nie tylko tych co staną metr ode mnie. ;) Dość szybko więc podjęłam decyzję, że pora spróbować zaprzyjaźnić się z soczewkami, których nigdy wcześniej w życiu nie używałam. Moją przygodę rozpoczęłam około trzy miesiące przed ślubem, po to by dać sobie czas na przyzwyczajenie siebie oraz swoich oczu. Nie chciałam ryzykować, że założę soczewki w dzień ślubu pierwszy raz, a już w kościele będę miała podrażnione oczy lub nawet wcale nie będę ich potrafiła prawidłowo założyć. Dlatego gdzieś w okolicach lutego udałam się na wizytę, na której miałam jeszcze raz wykonane badanie wzroku, zostały mi dobrane odpowiednie soczewki oraz nauczono mnie ich zakładania oraz ściągania. Zdecydowałam się na soczewki jednodniowe, ponieważ od początku wiedziałam, że będę ich używać tylko okazjonalnie.

Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że od początku nie miałam najmniejszych problemów z ich użytkowaniem. Zakładanie i wyjmowanie ich zajmowało mi góra pół minuty, a oczy też zareagowały bardzo dobrze. Wykorzystałam ten czas do ślubu i zakładałam soczewki raz na kilka dni, by poczuć się z nimi już na 100% pewnie. Nigdy też nie mamy pewności, czy pierwsze wybrane soczewki nam podpasują, więc warto dać sobie też czas na ewentualny wybór innych. Ja akurat od początku trafiłam na właściwe i czułam się w nich całkowicie swobodnie. Miałam tylko obawy, czy wytrzymam w nich na ślubie aż tyle godzin. Dałam radę do rana, ale z ulgą je też później zdjęłam. ;) I tutaj mała rada, warto zaopatrzyć się w krople do oczu, by zadbać w trakcie wesela o ich nawilżenie, soczewka bowiem z czasem wysycha. Mądra po fakcie, żadnych kropli nie miałam. :P

Dziś po pół roku od ślubu, na palcach jednej ręki mogę zliczyć dni, gdy używałam po ślubie soczewek. Lubię siebie w okularach i na co dzień nie czuję potrzeby żadnych ich zamienników. Cieszę się jednak, że na ten szczególny dzień, zdecydowałam się na soczewki. Dały mi one dużą swobodę i doskonałe widzenie. Nie musiałam też się martwić, choćby o brudne okulary po wycałowaniu przez kilkadziesiąt osób podczas składania życzeń. ;)

Najważniejsze jest żebyśmy znaleźli, jak najbardziej optymalne rozwiązanie dla siebie. Jeżeli okulary są nieodłączną częścią Nas i nie chcemy się z nimi rozstawać, to nie ma żadnych przeszkód by iść w nich do ślubu. Jeśli jednak nie do końca nam ta wizja odpowiada, to warto chociaż na próbę spróbować soczewek. Nie każde oczy się z nimi polubią, ale jak nie sprawdzimy to się nie dowiemy. :)



A jeszcze na koniec dodam, jak było w przypadku Kuby. On okulary nosi odkąd Go znam i ściąga je tylko do spania. Nie było więc mowy, by był tego dnia bez nich. Chyba bym Go przed tym ołtarzem nie poznała. ;)



Bajkowe Śluby

sobota, 12 listopada 2016

Na sześć miesięcy przed ślubem – chyba czuję, że to o nas [Karolina]



Jesień,  za chwilę zima, przemoczone buty, zmarznięte dłonie, zajadanie czekolady, marudzenie i leżenie pod kocem. Właśnie z tymi mało przyjemnymi rzeczami zazwyczaj kojarzył mi się nadchodzący okres. „Byle do wiosny!” mówiłam już w październiku i pomyślcie sami ile czasu zrzędziłam :P W tym roku mam zamiar wykorzystać ten czas na 100% !:)

To idealna pora na przygotowania do ślubu: robienie dekoracji, szukanie inspiracji, planowanie i odhaczanie kolejnych rzeczy z listy (na razie wirtualnej – ale chyba powinnam przelać ją na papier i oczyścić trochę głowę :P). Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawia, a to wszystko cieszy mnie jeszcze bardziej! A mianowicie fakt, że na przełomie roku zamieszkamy z moim przyszłym mężem razem i będziemy mogli te wszystkie cudowności robić i przeżywać już na ‘swoim’ :)

Pół roku do ślubu… :) Uśmiechamy się do siebie mówiąc „kurczę ale będzie fajnie” :) Tyle fajnych ludzi w jednym miejscu, i fakt, że będą tam specjalnie dla nas… Gdzieś w autobusie w drodze do pracy zdarza mi się błądzić myślami i wyobrażać sobie ten dzień i wiecie co? Chyba nie mogę się już doczekać! Kto wie może trema przyjdzie później, ale póki co cały czas jest ‘całkiem spokojnie’ :) Jednak do czegoś muszę Wam się przyznać :P Pierwszy koszmar ślubny (hmm… w sumie to drugi bo już kilka lat temu przyśniło mi się, że Szymon poszedł do ślubu w gumiakach :D) mam już za sobą! Sen o tym, że ślub jest jutro a ja jestem w miejscu, w którym jestem teraz (czyli chociażby bez sukienki) wydawał mi się tak rzeczywisty, że ciężko mi było się z niego obudzić!
Co do sukni ślubnej, przeżyłam ostatnio miłość od pierwszego wejrzenia! I chociaż to zapewne nie będzie suknia na którą się zdecyduje (dziewczyna, która ją sprzedaje jest mega drobniutka i niestety podejrzewam, że się w nią nie zmieszczę :( :P) to zaczęłam oglądać suknie jak szalona :P Pod koniec listopada umówiłam się z moimi przyjaciółkami na pierwsze przymiarki. I wiecie co? Mam zamiar przymierzyć każdy typ sukienki, a najbardziej czaję się na ogromną, połyskującą, księżniczkową bezę :D Spokojnie… To nie dlatego, że o takiej marzę, nic z tych rzeczy :P Po prostu mogę i chcę mieć z tego dnia frajdę :) Zakładam, że raz w życiu będzie ku temu okazja. Wyczekujcie kolejnego postu - na pewno opowiem jak nam poszło.

Byliśmy ostatnio u księdza i już oficjalnie jesteśmy wpisani do jego kalendarza. Jedna rzecz nas tylko zmartwiła, z racji na to, że sala znajduje się bardzo blisko kościoła chcieliśmy aby ślub odbył się o godzinie 16:00 – ta pora wydawała nam się najbardziej optymalna,  natomiast ksiądz upiera się na godzinę 15:00. Może kompromisem uda nam się ustalić 15:30, ale tego dowiemy się dopiero w przyszłym miesiącu.

Od razu po tej informacji ruszamy z zaproszeniami! Co prawda nie mamy jeszcze nic konkretnego na oku ale myślę, ze niedługo to się zmieni. Za to mamy Florystkę! I to jaką fajną Florystkę! :) Agata jest znajomą Szymona (chociaż lata temu też miałyśmy okazję się poznać) i robi przepiękne rzeczy!  Możecie zerknąć na fb – WONNY, tak właśnie nazywa się jej kwiaciarnia :) Po krótkiej rozmowie z Agatą od razu wiedziałam, że połączy nas nić porozumienia. Sielskie klimaty - jak ja to mówię ;P są bliskie Agacie i jestem pewna, że to będzie owocna współpraca. Agata zajmie się florystyką sali, moim bukietem, butonierką dla Szymka oraz wiankiem – o ile się na niego zdecyduję. Co do dekoracji sali dodatkowymi elementami bierzemy to na siebie (mam już tyle pomysłów, że aż nie wiem na co się zdecydować ;P) Mam nieskromny plan uczynić naszą sale najpiękniejszą jaką kiedykolwiek była ;)

Niby jest normalnie, dni płyną nam równie szybko, temat ślubu oczywiście przewija się dość często, ale nie na tyle żeby się nim ‘zamęczać:)’ a jednak jakoś tak więcej się chcę ;) Ja wróciłam do regularnej aktywności fizycznej, staram się lepiej jeść, nie wcinać tyle słodyczy co zazwyczaj. Pełna mobilizacja aby 2 tygodnie przed ślubem nie obudzić się z myślą, że przydałoby się zrzucić 5 kg :P

Na koniec muszę wspomnieć o naszych babciach, bardzo kochanych babciach :) Moja gdy tylko usłyszała, że w formie podziękowań dla gości chcemy zrobić małe słoiczki z miodem, od razu pojechała i go zamówiła. Ja wypatrzyłam już słoiczki na allegro więc od razu po przeprowadzce do naszego gniazdka będziemy działać w tym temacie. Babcia Szymona zaoferowała nam złoto do przetopienia na obrączki, oczywiście bardzo się ucieszyliśmy! Wiele osób z naszej rodziny, czy też przyjaciół  korzystała z tego rozwiązania i zawsze uważaliśmy to za świetny pomysł. Rozczuliłam się totalnie gdy po wizycie u babci Szymon opowiedział mi, że babcia oddała Nam swoją obrączkę ślubną, ściągnęła ją z palca i mu przekazała… Ja się nawet cieszę, że mnie przy tym nie było bo chyba bym się rozbeczała. Piękny gest :)

A dziś… na pół roku przed ślubem spotykamy się z naszymi rodzicami. Idziemy na obiad do miejsca, gdzie odbędzie się wesele, będzie okazja żeby spróbować kilku potraw, no i oczywiście rodzice będą mieli okazję aby w końcu się poznać :) Niby normalna rzecz, ale nie uwierzę, że jest tu ktoś kogo choć malutka trema przed tym spotkaniem nie dopadła :P Tak więc trzymajcie kciuki! 

indiaearl

poniedziałek, 7 listopada 2016

Zespół czy dj - oto jest pytanie [Męskim Okiem]



Jak się okazuje nie tylko wybór sali, czy sukni ślubnej, potrafi spędzić sen z powiek przyszłym nowożeńcom. Wybór zespół – DJ jest  niejednokrotnie równie trudny. Nie inaczej było w naszym przypadku. Ja zdecydowanie stawiałem na zespół, a Dagmara oponowała za Dj-em. Najgorsze jest to, że każdy miał swoje argumenty i ciężko było dojść do jednej wersji. Koniec końców wybraliśmy DJ-a i ani trochę nie żałujemy. Nie znaczy to jednak, że zespół jest zły – wręcz przeciwnie.
 
Za zespołem przemawia głównie niepowtarzalny klimat muzyki na żywo i trudno się z tym nie zgodzić. Jest oczywiście małe „ale”. Takiego klimatu nie stworzy na pewno pan Marian i pan Zbyszek grający na keyboardach. Zwłaszcza kiedy puszczają podkłady z „dyskietki”, a ich śpiew idealnie wpasowuje się w dożynkowe imprezy. Nie żebym coś miał do dożynek, w końcu wyprowadzamy się na wieś. :P W tym miejscu pojawia się pewien problem. Zespół „Gorące usta Mariana” zagra za stosunkowo nieduże pieniądze, co bardzo ucieszy Wasz portfel, ale ich usługi raczej nigdy Was nie zadowolą. Dobry zespół, czyli taki, w którym występują prawdziwi muzycy, a o wokalistach można śmiało powiedzieć, że mają talent, to niestety zespół ceniący swoje usługi. Tu w zależności od rejonu Polski będzie to od kilku do nawet kilkunastu tysięcy za ten jeden wieczór. Są też oczywiście perełki za kilkadziesiąt tysięcy. I nie ma w tym niczego nieodpowiedniego jeśli tylko Was na to stać. 

Nawiązując do poprzedniego postu, gdzieś prawie każdy próbuje szukać oszczędności. Tu niestety wygrała wersja Dagi, ponieważ DJ kosztuje zdecydowanie mniej, chociażby dlatego, że opłacić trzeba z reguły jedną lub dwie osoby, a nie tak, jak w przypadku zespołu kilka osób więcej.

Przy wyborze zespołu warto zwrócić również uwagę na ich repertuar. Choć bardzo lubię polskie piosenki, to uważam, że na weselu przydałoby się kilka światowych hitów. I tutaj widać kolejną różnicę pomiędzy słabym, a dobrym zespołem. Przesłuchajcie kilka utworów wybranego zespołu w innych językach. Nie trzeba być poliglotą, żeby usłyszeć kiedy ktoś strasznie kaleczy angielski, czy włoski. I nawet, kiedy ktoś świetnie śpiewa po polsku, nie znaczy to, że w innych językach radzi sobie równie dobrze. Niby nie jest to wielki problem, ale jednak robi różnicę i miło będzie Wam słyszeć pochwały wujka, czy ciotki, że wokalistka śpiewa, jak prawdziwa Whitney Houston.:)

Fajnie kiedy zespół posiada też różnorodne instrumenty. Wspomniane już dwa keyboardy odchodzą na szczęście do lamusa i coraz częściej spotkać można gitarę elektryczną, perkusję, czy saksofon. Nie znaczy to oczywiście, że im więcej, tym lepiej. Jednak kilka ciekawych instrumentów poprawi jakość utworów, a co za tym idzie, również Wasi goście będą się lepiej bawić. 

Przy wyborze zespołu ludzie kierują się także tym, że nigdy nie byli na weselu z DJ-em. Miałem dokładnie tak samo. W mojej rodzinie nigdy nie było wesela z muzyką „z komputera”. Tak więc, również rodzice byli nieco sceptyczni. Po imprezie stwierdzili jednak, że DJ zagrał super i nie spodziewali się, że tak to wygląda. Najlepszą recenzją chyba jest to, że moja siostra, która bierze ślub w przyszłym roku, również podpisała umowę z tym samym DJ-em. Mowa tu o DJ Mateusz Dworczak, którego możemy z całego serca polecić. Na pewno, gdybyśmy organizowali drugi raz wesele, to wybralibyśmy tego samego DJ-a. :)

No i właśnie – dlaczego wybór Dj-a jest dobry? Jak już pisałem, na pewno na plus przemawia cena. Jak zaczęliśmy porównywać honoraria zespołów i DJ-ów, którzy nas interesowali, bilans stał się oczywisty. Nie mieliśmy niestety budżetu bez ograniczeń, więc takie rzeczy były dla nas ważne. Nie oznacza to jednak, że należy brać DJ-a tylko dlatego, że jest tańszy. DJ DJ-owi nierówny. Tylko jak rozpoznać tego dobrego, kiedy z żadnym nie miało się styczności? Z tym jest na pewno trochę kłopotu, ale są rzeczy, które mogą pomóc w wyborze. Nam bardzo pomogli fotografowie, polecając kilku, z którymi mieli okazję współpracować. Tak więc pytajcie swoich usługodawców o pomoc, w końcu oni mają większe doświadczenie w imprezach pod tytułem „wesele” niż Wy i niejednokrotnie ich opinia zaoszczędzi Wam czasu i stresów. 

Na co jeszcze zwrócić uwagę? Na pewno nie na muzykę. ;P DJ zagra wszystko, co chcecie i na pewno nie będzie fałszował, także o to się nie martwcie. Macie dwa wyjścia: stworzyć własną listę utworów na wesele lub zaufać profesjonaliście. My wybraliśmy to drugie i byliśmy bardzo zadowoleni. Osobiście też uważam, że to jest najlepsza opcja. Nie warto narzucać DJ-owi konkretnej playlisty, bo to On najlepiej wie, jak rozkręcić imprezę i na pewno idealnie dopasuje muzykę pod Waszych gości. No to jeśli nie muzyka to co? Myślę, że istotna jest prezencja danego DJ-a. Dużo lepsze wrażenie zrobi ktoś w garniturze z muchą czy krawatem, niż osoba w koszulce z napisem „DJ Marian” (nie wiem, co się tak uczepiłem tych Marianów ;p). Kto wie, może i Waszego DJ-a pomylą z panem młodym, tak jak u nas. ;p Ale nie tylko wygląd DJ-a jest ważny. Także jego otoczenie, które będzie widoczne jako pierwsze. Na nas bardzo dobre wrażenie zrobiły dekoracje stanowiska naszego DJ-a. Białe elementy na pewno lepiej wpływają na odbiór, a też nie kłują w oczy. 

Na rynku jest coraz większa konkurencja, więc usługodawcy próbują coraz to nowych „dodatków”, żeby zachęcić do wynajęcia właśnie ich. Dobrze to wykorzystać, bo czasami za nieduże pieniądze, można osiągnąć fajny efekt. Nasz DJ na przykład rozpoczął współpracę z saksofonistą, co wydaje mi się fajnym pomysłem, gdyż daje namiastkę muzyki na żywo. Poza tym, zawsze lubiłem saksofon. ;P W grę wchodzą także inne efekty, takie jak dym, bańki mydlane itd. Kto co lubi. :) My nie skorzystaliśmy na naszym weselu z tych opcji, ale pierwszy taniec w dymie może wyglądać naprawdę efektownie.

Naszym zdaniem DJ-a wyróżnia jeszcze jedna kwestia. Jako, że ma trochę więcej czasu, z racji tego, że nie musi cały czas grać na instrumencie, czy śpiewać ,może bardziej oddać się prowadzeniu imprezy. Rzadko który zespół ma osobnego wodzireja (nigdy nie podobało mi się to określenie), za to DJ może bez problemu pełnić jego rolę i jak zauważyliśmy, poprawia to trochę całą organizację na weselu. 

A teraz rzecz, która dotyczy obu, zespołu i DJ-a. To często oni są odpowiedzialni za światło na Waszym weselu. Na początku nie braliśmy tego pod uwagę, ale teraz widzimy, jak ważnym elementem na imprezie jest właśnie światło. I nie chodzi tu o to, czy lepiej tańczy się w czerwonym świetle, czy zielonych laserach. Chodzi tu przede wszystkim o to, co Wam zostanie na długo po ślubie, czyli zdjęcia i filmy. Każdy fotograf i kamerzysta będzie Wam wdzięczny, jeśli wynajmiecie kogoś kto odpowiednio będzie umiał oświetlić Waszą salę i Was samych. Tu znowu przydaje się opinia Waszych fotografów i kamerzystów, a uwierzcie, że mieli okazję współpracować z niejednym zespołem i DJ-em i wiedzą, który zna się na rzeczy, a który nie.

Na koniec tylko jedna mała uwaga skąd raczej nie brać oprawy muzycznej. Takim miejscem są targi ślubne (nie te niszowe z wieloma ślubnymi artystami, ale te duże, coroczne, mające do zaproponowania głównie tłum odwiedzających ;)). Odwiedziliśmy je kilkukrotnie i tak, jak w niektórych przypadkach mogą być pomocne, tak akurat w tym nie sprawdzają się prawie wcale. Nie chcę generalizować, ale niestety 95% wystawców (muzyków) prezentuje bardzo niski poziom. Ci dobrzy usługodawcy we większości nie chodzą na takie imprezy, gdyż po prostu nie muszą, bo najlepszą reklamą są polecenia, także tych poleceń szukajcie. 

Także co lepsze – zespół czy DJ? Nie wiem, moim zdaniem oba są świetnymi rozwiązaniami przy odpowiedniej selekcji. :) Poniżej macie tych, których możemy z czystym sercem polecić, ponieważ „testowaliśmy” ich w tym roku i przy wszystkich się świetnie bawiliśmy.

www.djdamko.pl (Jego osobiście sprawdzimy dopiero w przyszłym roku, ale jest już sprawdzony przez przyjaciół ;))

Bajkowe Śluby