Jeżeli na co dzień nosicie okulary to bardzo możliwe,
że zastanawiacie się czy iść w nich też do ślubu. Czasem jest tak, że okulary
są naszym nieodłącznym atrybutem już od wielu lat i nie wyobrażamy sobie siebie
bez nich, nie czujemy się wtedy w pełni sobą. Nie ma więc żadnych powodów, by
rezygnować z nich w tym ważnym dniu. Inaczej jest natomiast, jeśli wolałybyśmy
sobie bez tych okularów w dzień ślubu poradzić. Bo nie pasują nam do ślubnej
stylizacji, bo nie chcemy nimi zasłaniać pięknego makijażu, nie chcemy się
przejmować, że nam spadną podczas intensywnych tańców, bo chcemy właśnie w ten
szczególny dzień wyglądać nieco inaczej itd.
Opowiem Wam, jak było u mnie. :) Wadę wzroku mam
niewielką i noszę okulary na co dzień dopiero od roku (wcześniej zakładałam je
tylko na wykładach/w kinie itd.). Czyli w dzień ślubu było to dopiero moje pół
roku z okularami. Nie trudno zatem się domyśleć, że podczas ślubnych
przygotowań byłam przekonana, że po prostu sobie tego jednego dnia, wyśmienicie
bez nich poradzę. Jednak im było bliżej do ślubu, tym bardziej zwracałam uwagę,
jak szybko przyzwyczaiłam się do wyraźnego widzenia w okularach i jak niewiele
widzę bez nich. A przecież chciałam tego dnia zobaczyć i zapamiętać, jak
najwięcej. Widzieć wszystkich moich bliskich, a nie tylko tych co staną metr
ode mnie. ;) Dość szybko więc podjęłam decyzję, że pora spróbować zaprzyjaźnić
się z soczewkami, których nigdy wcześniej w życiu nie używałam. Moją przygodę rozpoczęłam
około trzy miesiące przed ślubem, po to by dać sobie czas na przyzwyczajenie
siebie oraz swoich oczu. Nie chciałam ryzykować, że założę soczewki w dzień
ślubu pierwszy raz, a już w kościele będę miała podrażnione oczy lub nawet
wcale nie będę ich potrafiła prawidłowo założyć. Dlatego gdzieś w okolicach
lutego udałam się na wizytę, na której miałam jeszcze raz wykonane badanie
wzroku, zostały mi dobrane odpowiednie soczewki oraz nauczono mnie ich zakładania
oraz ściągania. Zdecydowałam się na soczewki jednodniowe, ponieważ od początku
wiedziałam, że będę ich używać tylko okazjonalnie.
Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że od początku
nie miałam najmniejszych problemów z ich użytkowaniem. Zakładanie i wyjmowanie
ich zajmowało mi góra pół minuty, a oczy też zareagowały bardzo dobrze.
Wykorzystałam ten czas do ślubu i zakładałam soczewki raz na kilka dni, by
poczuć się z nimi już na 100% pewnie. Nigdy też nie mamy pewności, czy pierwsze
wybrane soczewki nam podpasują, więc warto dać sobie też czas na ewentualny
wybór innych. Ja akurat od początku trafiłam na właściwe i czułam się w nich
całkowicie swobodnie. Miałam tylko obawy, czy wytrzymam w nich na ślubie aż
tyle godzin. Dałam radę do rana, ale z ulgą je też później zdjęłam. ;) I tutaj
mała rada, warto zaopatrzyć się w krople do oczu, by zadbać w trakcie wesela o
ich nawilżenie, soczewka bowiem z czasem wysycha. Mądra po fakcie, żadnych
kropli nie miałam. :P
Dziś po pół roku od ślubu, na palcach jednej ręki mogę
zliczyć dni, gdy używałam po ślubie soczewek. Lubię siebie w okularach i na co
dzień nie czuję potrzeby żadnych ich zamienników. Cieszę się jednak, że na ten
szczególny dzień, zdecydowałam się na soczewki. Dały mi one dużą swobodę i
doskonałe widzenie. Nie musiałam też się martwić, choćby o brudne okulary po
wycałowaniu przez kilkadziesiąt osób podczas składania życzeń. ;)
Najważniejsze jest żebyśmy znaleźli, jak najbardziej
optymalne rozwiązanie dla siebie. Jeżeli okulary są nieodłączną częścią Nas i
nie chcemy się z nimi rozstawać, to nie ma żadnych przeszkód by iść w nich do
ślubu. Jeśli jednak nie do końca nam ta wizja odpowiada, to warto chociaż na
próbę spróbować soczewek. Nie każde oczy się z nimi polubią, ale jak nie
sprawdzimy to się nie dowiemy. :)
A jeszcze na koniec dodam, jak było w przypadku Kuby.
On okulary nosi odkąd Go znam i ściąga je tylko do spania. Nie było więc
mowy, by był tego dnia bez nich. Chyba bym Go przed tym ołtarzem nie poznała.
;)
Bajkowe Śluby |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz