czwartek, 23 marca 2017

Suknie, których nie kupiłam

O mojej sukni ślubnej i procesie jej wyboru już Wam kiedyś pisałam, a jeżeli jeszcze nie czytaliście, to możecie zrobić to tutaj: Historia pewnej sukni.

Dziś natomiast będzie trochę o tych sukniach, których nie kupiłam, a które miałam okazję przymierzyć. Poszukiwania mojej wymarzonej (tylko czy ja kiedykolwiek marzyłam o sukni ślubnej?) sukni rozpoczęłam od salonu w Poznaniu, w którym dostępne były projekty Anny Kary. Jak już właśnie wspomninałam w tym wcześniejszym poście, przez długi czas byłam przekonana, że to właśnie, w którejś z jej sukni pójdę do ołtarza. A że tak się jednak nie stało to już pewnie wiecie. Problemy napotkałam już na samym początku. Do salonu udałam się wraz z moją przyjaciółką, uzbrojona w listę sukni, które podobały mi się najbardziej. Na miejscu okazało się, że większość z nich nie jest u nich dostępna do przymierzenia. Jeżeli dobrze pamiętam, to na miejscu była tylko jedna suknia z mojej listy. Nie chcąc zmarnować wizyty i wciąż licząc, że mimo wszystko znajdę tu moją suknię, przymierzyłam kilka innych dostępnych modeli. Zdjęcia poniżej. :)


Wciąż nie wierzę, że je tu zamieszczam! :P


Nr 1) Suknia zaproponowana mi przez "super sympatyczną" Panią z salonu. Podobno wyglądałam w niej nieziemsko, podobno idealnie. ;) Ja mimo wielkiej miłości do projektów Anny Kary, nie potrafiłam znaleźć w tej sukni czegoś, co spowodowałoby, żeby mi się chociaż trochę spodobała. Choć dziś patrząc na to zdjęcie dochodzę do wniosku, że z tyłu wygląda całkiem nieźle. Ale tylko z tyłu. Ale może na kimś innym okazała by się strzałem w dziesiątkę. :)


Nr 2) Znów suknia, która bardziej podoba mi się do tyłu, niżeli od przodu. (Ale to chyba u mnie norma, miałam identycznie, nawet z suknią ostatecznie przeze mnie wybraną :P) W każdym razie nad suknią z tego zdjęcia całkiem poważnie się zastanawiałam.


Nr 3) Mój najdłużej rozważany wybór z tego salonu. Suknia, która ze wszystkich tam przymierzonych spodobała mi się najbardziej. Suknia, którą może i bym kupiła, gdyby nie opinia kilku zaufanych osób, że bardziej przypomina koszulę nocną. :P Mnie osobiście coś bardzo do niej ciągnęło. Chyba poniekąd przez tę koronkę, mam słabość do koronek i to one mnie najbardziej ujmowały w różnych przymierzanych sukniach. Choć mój Kuba na pewno by skomentował, że to firana, a nie suknia. ;)



Nr 4) Jedno co wiedziałam od zawsze, na pewno: "Nie pójdę do ślubu w bezie, nie założę sukni pod którą będę gubić nogi, żadnych kół, żadnego miliona warstw, nie chcę być księżniczką!". Suknię te przymierzyłam tylko na głośne życzenie mojej przyjaciółki, ale obie robiłyśmy to dla śmiechu. ;) Jedno co muszę jednak przyznać trochę wbrew sobie, wyglądałam w niej chyba niestety całkiem nieźle. :P


Nr 5) Jedyna suknia z mojej listy. Znana przez wielu "Joy", możecie ją zobaczyć na zdjęciach z nie jednego ślubnego reportażu. Była w swoim czasie chyba bardzo popularna. Podobała mi się, ale nie czułam się komfortowo z długim rękawem.


Na tych pięciu sukniach skończyła się moja przygoda w tym salonie. Jeszcze chwilę o nich rozmyślałam i może gdyby obsługa tam była milsza, to mój wybór padłby na którąś z nich. Ale jakoś nie miałam już ochoty tam wracać, a marzenia o Karze odeszły gdzieś na dalszy plan.

Kolejny (i już ostatni) salon do którego trafiłam to AmyLove w Poznaniu. Poszłam tam jako osoba towarzysząca z moją przyjaciółką, która brała ślub kilka miesięcy po mnie. Nie byłam tego dnia sama umówiona na przymiarki, ale udało mi się i tak na koniec kilka sukien zmierzyć. I mimo, że wtedy nie zapałałam miłością do żadnej z nich, to cały pobyt tam upłynął nam tak przyjemnie, że miałam wielką ochotę tam wrócić. Po pojawieniu się nowej kolekcji udałyśmy się więc tam ponownie. I właśnie wtedy znalazłam swoją suknię. :)

Poniżej zdjęcia wszystkich sukni, które miałam okazję tam przymierzać. Tak naprawdę spodobała mi się tylko jedna suknia, ta na którą ostatecznie się zdecydowałam. Ale czas spędzony tam na poszczególnych wizytach (już też po zakupie) wspominam bardzo miło. Jeżeli zależy Wam nie tylko na pięknych sukniach, ale też na przesympatycznej obsłudze to bardzo Wam ten salon polecam. Dla mnie to, jak jesteśmy traktowani ma wielkie znaczenie, przy różnych wyborach i w różnych sytuacjach. Może też dlatego, że sama tak zostałam wychowana, żeby na starcie okazywać drugiemu człowiekowi szacunek i uprzejmość, bo nie mam żadnego powodu, by postępować inaczej.

Zdjęcia nie są najlepszej jakości ani z najlepszej perspektywy. Robione na szybko.  ;) Nie będę już się rozpisywać po kolei o każdej z nich, bo nie brałam żadnej z nich (poza ostatnią) pod uwagę. Suknie ślubne to jakoś w ogóle od początku nie była moja bajka i chciałam po prostu, jak najszybciej znaleźć taką, która mi się spodoba. Nie oczekiwałam łez wzruszenia na swój widok w niej, ani żadnej wielkiej miłości. Miała to być ładna suknia, a ja miałam w niej w miarę możliwości, korzystnie wyglądać. Tym sposobem po przymierzeniu tej z trzech ostatnich zdjęć, nie szukałam już dalej. Ujęła mnie w tej sukni koronka,  pięknie wycięte plecy oraz cały jej krój. To wystarczyło. :)






















1 komentarz:

  1. Dokonałaś najlepszego wyboru! :) Dwie albo nawet trzy suknie, które pokazujesz też mierzyłam ale... Joy - koronka na rękach wyglądała jak pajęczyna :P ( i dobrze, że mi nie przypadła do gustu bo tak jak piszesz to bardzo popularny model i wiele panien młodych w niej wystąpiło). Miałam na sobie jeszcze sukienkę z 1 i 9 zdjęcia ale... no nie zaiskrzyło :P

    OdpowiedzUsuń