Hej, jesteście tu jeszcze? Bo mnie nie było tu już prawie rok! Aż ciężko uwierzyć, jak ten czas płynie.
Od jakiegoś czasu ten wpis chodził mi po głowie, od kilku dni myślałam o tym miejscu i o tym, że chciałabym się tu znów pojawić. Jeszcze nie wiem, czy wracam na dłużej, czy kolejny post pojawi się np. za pół roku, czy nie będzie go wcale. Nie wiem i nie chcę nic deklarować, ale dziś z ogromną przyjemnością do Was pisze. I jestem szalenie ciekawa, czy ktokolwiek tu jeszcze zaglądnie. Jeżeli tak, to będzie mi naprawdę niesamowicie miło!
W zeszłym roku zabrakło mi sił, dlatego wolałam na jakiś czas stąd zniknąć. Po przepięknym 2016 roku, który spełnił wiele naszych marzeń – bajeczny ślub, własny dom, cudowny czas - przyszedł 2017. 2017, który jakoś od początku się nie układał. Jedyne czego nie zabrakło nam nigdy, to miłości i wzajemnej troski o siebie nawzajem. Ale zabrakło zdrowia, zabrakło szczęścia, zbyt wiele było pożegnań i utraconych marzeń. Marzeń, które już momentami trzymaliśmy w garści, ale po jakimś czasie one i tak uciekały. Raz szybciej, raz później, za każdym razem sprawiając jeszcze mocniejszy ból.
Ten rok był naprawdę dla nas ciężki, nie skłamię jeśli powiem, że najcięższy w naszych już dziesięciu wspólnych latach. W momentach, gdy trochę przez łzy sami się śmialiśmy, że gorzej już być nie może – szybko okazywało się, że owszem – może. Pamiętam, jak bardzo w grudniu czekałam już tylko na to, by rozpoczął się kolejny rok. Gdzieś wewnątrz wciąż mocno wierząc, że na pewno będzie on dla nas łaskawszy, lepszy, szczęśliwszy.
Bo obojętnie, jak okropne były dla nas wydarzenia zeszłego roku, to nie zabrały nam ani wiary, ani nadziei. I jedno co mogę uznać za największy, szalenie wielki plus, tego zeszłego roku, to wzmocnienie nas jako pary. Wzmocnienie naszej miłości, której chyba i tak nigdy, niczego nie brakowało. Ale gdy czasem sięgamy dna, to pewne relacje naprawdę ulegają sprawdzeniu, ulegają wielkiej próbie. I jest dla mnie najcenniejszą rzeczą na świecie, że w tych ciężkich dniach, nigdy nie zabrakło nam tej naszej wspólnej miłości. Zawsze blisko były ramiona, w których mogłam się schować, choć przecież nie tylko mi było ciężko. I jestem pewna, że gdyby nie to, że mamy siebie nawzajem, to dużo ciężej byłoby na nowo uwierzyć w lepsze jutro.
Tak, jak już tu chyba niejednokrotnie pisałam - wierzę w siłę miłości, chyba jak w nic innego. Wierzę, że jeśli jest ta miłość, to nie ma rzeczy niemożliwych i nie ma sytuacji, przez które wspólnie nie dałoby się przejść. Jeśli tylko mamy z kim i dla kogo, to przetrwamy wszystko. Jeśli mamy zdrowie i mamy miłość, to mamy wszystko. I nie piszę w tym momencie tylko o tej partnerskiej miłości, ale też o rodzinie, o przyjaciołach. O prawdziwie silnych uczuciach, które dodają siły i podnoszą, gdy już naprawdę wydaje nam się, że nie zrobimy ani jednego kroku. Mam najcudowniejszego męża na świecie, najlepszych przyjaciół i nie do zastąpienia rodzinę i jestem za to wdzięczna każdego dnia.
Wiele z Was wie dokładnie o czym pisze, wiele z Was wie też co u nas, bo wciąż jesteście ze mną na Instagramie – co jest bardzo miłe <3
Koniec o tym, co było! Mimo wszelkich przeciwności losu uwierzyliśmy w nowy rok od samego początku. Wypatrywaliśmy wiosny, dłuższych słonecznych dni i szukaliśmy powodów do uśmiechu. A one się pojawiały, jeden za drugim, kolejny raz pokazując nam, że miłość może wszystko.
Miłość się mnoży! Wciąż czuję nieracjonalny strach o tym pisząc, ale czekamy na nasz mały, wielki cud – tak długo wyczekiwany. Czekamy na naszą córeczkę! I jest to dla nas tak wielki powód do radości, że nie potrafię nawet na to znaleźć odpowiednich słów. Bo co bym tu nie napisała, to będzie za mało i na pewno nie uda mi się oddać tego co czuję. Spełnia się nasze wielkie marzenie, marzenie o rodzinie, rodzinie pełnej miłości. Wiem, że to tylko od nas zależy, jaki dom wspólnie stworzymy i gorąco wierzę w to, że będzie to dom, do którego wciąż będziemy mieli ochotę wracać. Że wspólnie może i nie zostaniemy najlepszymi rodzicami na świecie i popełnimy na pewno mnóstwo błędów, ale że nigdy nie zabraknie nam miłości. Tej która połączyła naszą dwójkę, a której jest tak wiele, że starczy na pewno dla nas trzech. :) Bo miłość naprawdę może wszystko.
Miłość się mnoży! Wciąż czuję nieracjonalny strach o tym pisząc, ale czekamy na nasz mały, wielki cud – tak długo wyczekiwany. Czekamy na naszą córeczkę! I jest to dla nas tak wielki powód do radości, że nie potrafię nawet na to znaleźć odpowiednich słów. Bo co bym tu nie napisała, to będzie za mało i na pewno nie uda mi się oddać tego co czuję. Spełnia się nasze wielkie marzenie, marzenie o rodzinie, rodzinie pełnej miłości. Wiem, że to tylko od nas zależy, jaki dom wspólnie stworzymy i gorąco wierzę w to, że będzie to dom, do którego wciąż będziemy mieli ochotę wracać. Że wspólnie może i nie zostaniemy najlepszymi rodzicami na świecie i popełnimy na pewno mnóstwo błędów, ale że nigdy nie zabraknie nam miłości. Tej która połączyła naszą dwójkę, a której jest tak wiele, że starczy na pewno dla nas trzech. :) Bo miłość naprawdę może wszystko.
Wiem, że może brzmię dziś trochę banalnie z tymi hasłami o miłości, ale tak właśnie, to wszystko czuję. W to zawsze wierzyłam i wierzę i myślę, że właśnie ta wiara, to wielka siła.
Z niecierpliwością wypatruje listopada (to na wtedy mamy planowany termin), jednocześnie niesamowicie ciesząc się każdym obecnym dniem. Ciąża to przepiękny czas, przepiękne uczucia, wyjątkowe momenty. Czasami aż bym chętnie nacisnęła pauzę i trochę się ponapawała tym wszystkim, co w tej chwili mamy. Wiem, że przyjdą jeszcze gorsze chwile, bo tak to po prostu w życiu jest. Ale w tym momencie jest najpiękniej na świecie, a ze wszystkim złym co nas spotka, na pewno sobie poradzimy.