Dziś witam się z Wami i zapraszam na
zapoznawczego posta. Kim jestem? Przyszłą
żoną najfajniejszego Rowerzysty na świecie! ;)
Mojego przyszłego męża poznałam już dawno
temu (ponad 7 lat temu). Przez 5 lat
utrzymywaliśmy kontakt przez facebook’a. Mniej więcej na bieżąco byliśmy z
informacjami co u nas. Odzywaliśmy się czasem częściej, czasem rzadziej, wiecie
jak to jest. Parę razy widzieliśmy się na kawie, na wybieraniu prezentu dla
mojej chrześniaczki, czy na burgerze. Ale tak najintensywniej zaczęło się dziać
w kwietniu 2015. A konkretniej, momentem przełomowym był mój pierwszy Półmaraton
Poznański, w którym brałam udział. Jak się spotkaliśmy w kilkutysięcznym
tłumie? Nie wiem! Ale zobaczyliśmy się, kiwnęliśmy sobie, wymieniliśmy uśmiechy
i pobiegłam dalej. :) Po drodze, będąc ciągle w szoku :D, upuściłam bidon z
wodą , a to dla mnie „biegacza” była katastrofa, bo bez wody ani rusz. :P I tak od sms do sms, od spotkania do
spotkania, zaczęliśmy się umawiać, poznawać swoją rodzinę i przyjaciół. :) Spędzać
ze sobą wolny czas, wyjeżdżać na wakacje razem, po prostu być razem!
Pewnie zastanawiacie się dlaczego nazywam
go Rowerzystą. A to dlatego, że zanim zaczęliśmy się spotykać, Marcin wybrał
się z trójką swoich kolegów rowerami nad morze (to było ok.350 km). Dojechali
(mniej więcej :P ) cali i zdrowi ;) I właśnie tą historią zaczynałam go
przedstawiać rodzinie i przyjaciołom. I tak zostało. Jest moim Rowerzystą, a ja od lipca tego roku
gonie go w wynikach na moim miejskim rowerze. :) Ale bez takich dalekich wypraw
oczywiście. :D
Tak nam mija właśnie dwa i pół roku bycia
razem. Początki zawsze są fajne, w każdym związku, ale gdy się trafia na
mężczyznę z którym chcesz spędzić życie, każdy kolejny dzień, każdy kolejny krok
w przyszłość jest fajniejszy! Planowanie wspólnych dni jest tym o czym marzyłam
zawsze. :) Nie ma granic moja radość na myśl, ile jeszcze wspólnych chwil nas
czeka, decyzji do podjęcia, wyjazdów i po prostu zwykłych wspólnych dni i
wieczorów. Ale o tym nie teraz! :)
Mam na imię Agata i nasz ślub odbędzie
się 5 maja 2018. Będzie mi bardzo przyjemnie pisać do Was o naszej przedślubnej
historii każdego 5 dnia miesiąca :) Mam nadzieję, że chętnie będziecie czytać i
śledzić nasze przygotowania, stresy i radości! A z racji zbliżającej się
rocznicy zaręczyn to chętnie w kolejnym poście Wam opisze o naszych włoskich
zaręczynach i przygodach burzowych. :) Jesteście ciekawe, jak mój ukochany
ochronił mnie przed burzą? Koniecznie bądźcie ze mną 5 października! :)
Bardzo nam miło poznać Pani historię. Jesteśmy ciekawi jak będą wyglądały Wasze przygotowania do ślubu. Część młodych par działa spontanicznie, natomiast część ma wszystko zaplanowane i poukładane. Czekamy z niecierpliwością na kolejne posty.
OdpowiedzUsuńMiło się czyta Pani bloga! ) Aż się łezka w oku kręci, bo przypominają mi się moje przygotowania :) Muszę przyznać, że to jeden z lepiej wspominanych przeze mnie okresów mojego życia :) Zastanawiam się czy nie wziąć pożyczki i nie zafundować sobie powtórnej sesji "poślubnej" :) A muszę przyznać, że oferowane pożyczki są bardzo kuszące :) Trzymam za Was kciuki i życzę dobrej zabawy ;)
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie napisane;)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis! My z narzeczonym właśnie zabieramy się za panowanie i organizowanie. Większość rzeczy mamy już wybranych i zaplanowanych, ale zastanawiamy się jeszcze nad jakąś główną atrakcją. Znajomi polecają nam usługi barmańskie więc poważnie się nad tym zastanawiamy :)
OdpowiedzUsuń