Gdy
pisałam ostatni post, myślałam że czarne chmury nad nami już minęły. Nawet nie
wiedziałam jak bardzo się pomyliłam.
I
tak, znów będę po raz enty tłumaczyć moją nieobecność tutaj. Jest ona spowodowana
naszymi ostatnimi przeżyciami, przeżyciami na które na pewno, nie idzie się
przygotować.. Bo czasem dzieją się rzeczy, o których ciężko pisać, o których
nie chcemy pisać, o których pisać nawet nie umiemy. A są to rzeczy na tyle
ważne i istotne w naszym życiu, że nie jesteśmy też w stanie pisać o niczym
innym. Dlatego jest mnie tutaj mniej, ale absolutnie nie chcę się z tym
miejscem rozstawać. I obiecuje Wam, że nadejdzie moment, gdy znów wpisy będą
pojawiać się częściej. Tylko w tym momencie nie jestem jeszcze w stanie
określić kiedy dokładnie to będzie.
Ostatnie
miesiące to dla nas prawdziwy rollercoaster zdarzeń i emocji. Chyba najgorszy i
najtrudniejszy był mimo wszystko czerwiec. Był to miesiąc, kiedy runęło sporo
naszych nadziei. Był to czas, gdy uzyskaliśmy wiele odpowiedzi, ale odpowiedzi
bardzo niekorzystnych. Był to też chyba czas, gdy popłynęło najwięcej łez. Po
tym wszystkim, niespodziewanie zaświeciło słońce. Tak naprawdę to słońce
świeciło już wtedy, gdy wylewaliśmy te łzy, o ironio. Wbrew wszelkiej logice,
wydarzyło się niemożliwe. Ja wtedy naprawdę uwierzyłam, że cuda się zdarzają.
Bo inaczej niż cudem tego nie można było nazwać. A dziś? Dziś jesteśmy gdzieś
pośrodku tego stanu z czerwca, a tej radości, która przyszła później. Jesteśmy
na pewno dalej niż byliśmy i chyba jest w nas więcej wiary niż było, mimo
wszystko. Bo już wiemy, że niemożliwe nie istnieje.
Ale
wiecie co? Te wszystkie złe zdarzenia mają też pewną moc. Moc upewniania nas w
naszych wyborach, moc odnajdywania w sobie dotąd nieznanej siły, moc, która
pozwala mimo wszystko z wiarą patrzeć w przyszłość. Ja zawsze bardzo sobie
ceniłam naszą relację z mężem. Od dawna mam świadomość, że spotkało nas coś
wyjątkowego, że taka miłość nie przydarza się każdemu. A takie momenty, gdy z
oczu płynie naprawdę sporo łez, gdy ciężko znaleźć odpowiedź na niekończące się
pytania – upewniają mnie w tym, że nigdy nie chciałabym być z nikim innym. Że
mam przy sobie najlepszego możliwego człowieka i że choćby cały świat runął, to
on chwyci mnie za rękę i spod tych gruzów wyciągnie. I ja ani trochę nie
przesadzam. ;)
I
to jest cenne. To jest bardzo cenne, bo to właśnie trudne chwile, nas
sprawdzają, jako ludzi. Sprawdzają bardzo dobitnie, jacy jesteśmy tak naprawdę
i kim jesteśmy dla siebie nawzajem. A dla mnie mój mąż jest największym
wsparciem, ostoją, murem który ochroni przed całym złem tego świata. Jest też
kimś, kto w takich sytuacjach, cierpi tak samo, jak ja. A to też upewnia w tym,
że mamy wspólne marzenia i cele. I że te same rzeczy są dla nas najważniejsze.
I może warto czasem doświadczyć czegoś złego, by jeszcze mocniej się w tym
utwierdzić. Uparcie staram się znaleźć cel, w tym co nas spotkało.
Czego
jeszcze nauczył mnie ten czas? Że nie wszystkie marzenia spełniają się od razu.
I że czasem zwyczajnie, nie wystarczy bardzo chcieć. Że są pytania na które nie
znamy odpowiedi i nigdy ich nie poznamy. I że nie powinniśmy też tych
odpowiedzi, za wszelką cenę szukać. Że są trudności, o których kiedyś byśmy nawet
nie pomyśleli. Ale nauczył mnie też najważniejszego – że nigdy nie należy
przestać wierzyć. I że nadzieja naprawdę umiera ostatnia.
Nauczył
jeszcze mocniej doceniać to co mamy, choć mam wrażenie, że już od dawna
doceniam nawet drobiazgi. Jestem wdzięczna, że mamy siebie. Że spełniło się już
wiele naszych marzeń, że mamy dom i swoje miejsce na ziemi. Że mamy tą
wyjątkową miłość. I wielkie wsparcie najbliższych, mamy ludzi, na których
możemy polegać. I to są rzeczy najcenniejsze. A to, że coś nie wyszło? Zdarza się.
I to nie tylko nam.
Niektóre
marzenia nie spełniają się od razu. Ale to nie oznacza, że w końcu się nie
spełnią. Bo wciąż wierzę, że razem możemy wszystko. I że nie ma rzeczy
niemożliwych. Miłość ma moc, nieprawdopodobną.
Piszę
ostatnio trochę między wierszami, ale myślę, że nie jedna osoba z Was, domyśli
się o czym tutaj jest, tak naprawdę. Nie napiszę wprost, bo to nie miejsce i
nie pora. Ale też nie będę przed wami udawać, bo zawsze byłam tutaj bardzo
szczera. Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście, mimo tego chwilowego przestoju.
:)
Jesteśmy i czekamy, aż będziesz gotowa :-)
OdpowiedzUsuńWierzę, że wszystko dzieje się po coś...Często nie wiemy jaki jest sens, dlaczego coś akurat nas to spotyka? Może u Was po to, żeby jeszcze mocniej upewnić Was w Waszej miłości...