Pisaliśmy już sporo o samym ślubie, weselu i
przygotowaniach, ale nie doszłoby do nich, gdyby nie jedno – zaręczyny.
Oczywiście jest sporo par, które decydują się na ślub bez typowych zaręczyn z
różnych powodów. U nas na szczęście potoczyło się to „tradycyjnie”.
Trudno jednak stwierdzić, czym „tradycyjne” zaręczyny
są. Dla jednych będzie to romantyczna kolacja, dla drugich egzotyczna
wycieczka, czy lot balonem, a jeszcze inni postawią na przyjęcie z
rodzicami lub też całą rodziną. Jedno
jest pewne – każde zaręczyny są wyjątkowe. I mimo inspiracji tysiącami innych
tego typu wydarzeń, nie ma dwóch identycznych. Chwili nie da się powtórzyć,
choćbyśmy tego bardzo chcieli.
Zapomniałem wspomnieć o tym, kto komu się oświadcza. I
może tu słowo „tradycyjnie” można trochę jaśniej zrozumieć. W większości
przypadków, jak również naszym, oświadcza się mężczyzna. Jednak w dzisiejszych
czasach także kobiety przejmują tę rolę. Sam pewnie nie wiedziałbym jak się
zachować, gdyby to żona poprosiła mnie o rękę (czy o co tam się prosi facetów),
ale na pewno nie krytykuję takich rozwiązań. W końcu najważniejszy jest efekt :)
Pierwszym krokiem w organizacji tego dnia jest
znalezienie wybranki (wybranka) serca :) Ja moją znalazłem już dość wcześnie bo
chwilę po moich 18-stych urodzinach. Byłem wtedy przed trzecią, a ona przed
drugą klasą liceum. Okoliczności naszego poznania były dość szczególne. Stało
się to na wycieczce do Grecji. Pierwszy raz zobaczyłem ją na promie na środku
morza, pomiędzy Włochami a Grecją. Minęliśmy się na jednym z pokładów i jak
tylko ją dostrzegłem, od razu wpadła mi w oko. Scena jak z filmu, ona idzie z
jednej strony, on z drugiej, mijają się, on się odwraca i od razu wie, że to ta
jedyna. Dziwne tylko, że nie było wtedy żywej duszy dookoła (albo byłem tak
zauroczony, że nikogo nie dostrzegłem ;p). Chwilę później spotkałem ją znowu
przy grupce moich znajomych i jak się później okazało, chodziliśmy do tej samej
szkoły. Nie wiem, jakim cudem nie widziałem jej wcześniej na korytarzach. Mimo
usilnych starań kolegi, któremu Dagmara się również spodobała, po trzech dniach
byliśmy już razem. I tak właśnie za kilka dni minie nam osiem lat :) Miłość od
pierwszego wejrzenia chyba jednak istnieje.
Wracając do zaręczyn, punkt pierwszy już macie
załatwiony, znaleźliście odpowiednią osobę. I co dalej? U nas od momentu
poznania do zaręczyn minęło 5 lat. Sporo czasu. Uważam jednak, że ten czas był
potrzebny żeby dobrze się poznać z każdej strony. Są również przypadki, że
ludzie zaręczają się nawet po kilku dniach. Szanuję to, w końcu każdy ma swoje
tempo :) Wydaje mi się jednak, że warto poświęcić trochę więcej chwil, żeby
upewnić się w swoich uczuciach.
W tamtym momencie jeszcze studiowałem, nie miałem
stałej pracy, a co za tym idzie, pojawiło się kolejne pytanie. Skąd wziąć
pieniądze na pierścionek. Jedynym wyjściem w tamtym czasie była praca
wakacyjna. Zatrudniłem się na magazynie i pracowałem nawet po 10-12 godzin
dziennie, żeby jakoś uzbierać fundusze. Na początku września miałem już tyle
ile było mi trzeba, a nawet starczyło jeszcze na wakacje. Na moje szczęście
żona nie lubi dużej, rzucającej się w oczy biżuterii, więc nie musiałem
odkładać latami na wart pięćdziesiąt tysięcy diament, nie zmienia to jednak
faktu, iż pierścionki niestety są drogie. Oczywiście każda kobieta lubi co
innego, jedna zadowoli się srebrnym krążkiem, druga bez półtonowego brylantu
nie wpuści do domu ;p Ja zdecydowałem się na białe złoto z małym diamentem (lub
też brylantem, nadal nie rozróżniam który to który ;p).
Mamy już osobę i pierścionek. Następny punkt to data i
miejsce. Co do pierwszego to pomysł miałem od razu. Jesteśmy ze sobą od 21
lipca, więc stwierdziłem, że fajnie będzie się oświadczyć również 21. Padło na
wrzesień. Tak na marginesie, ślub także wzięliśmy 21, z tym że maja. Sporo to
ułatwia w późniejszym życiu ;p Jeżeli świętujecie swoje rocznice to warto znać
ich datę. Ja mam z tym problem, więc teraz jak zbliża się 21 to wiem, że jest
duże prawdopodobieństwo, że coś się święci ;p Z miejscem długo się nie
zastanawiałem. Akurat mieliśmy zaplanowane wakacje w Tunezji.
Wiem, większość powie: nuda, zaręczyny na wakacjach.
Zgadzam się. Zawsze chciałem być w tym najoryginalniejszy na świecie i zrobić
coś takiego „wow”, żeby Daga pamiętała o tym do końca życia (pewnie i tak
będzie pamiętała:)) i żeby ludzie słysząc o tym wybałuszali oczy ze zdziwienia
i zachwytu, ale rzeczywistość jest trochę bardziej szara niż mi się wydawało.
Myślałem, naprawdę długo się zastanawiałem jak to zrobić, ale większość pomysłów
okazywała się nierealna, choćby ze względu na finanse.
Mamy więc banał, wakacje. W głowach już pewnie macie
kolejną scenę: zachód słońca, plaża, morze... No i macie rację. Postarałem się
jednak, żeby coś w tej historii było inne. Jeszcze w domu przygotowałem 5-10
listów, nie pamiętam już dokładnie (pewnie żona wie lepiej ;p). Większość z
nich to były instrukcje. Od momentu wręczenia pierwszej koperty nie odzywałem
się ani słowem, taki był plan. Bez tego na pewno powiedziałbym w międzyczasie
coś głupiego, co zepsułoby nastrój ;p W listach kazałem się jej ładnie ubrać,
umalować, uczesać itd. Potem napisałem, żeby poszła ze mną i zabrałem ją na
plażę. Tak, miał być zachód słońca, ale kto by pamiętał, że w Tunezji o 18 jest
już ciemno :) Mieliśmy więc księżyc i gwiazdy – w sumie też dobrze ;p W
ostatnim liście napisałem jak bardzo ją kocham, jak skończyła czytać,
uklęknąłem przed nią i pierwszy raz się odezwałem, oczywiście pytając czy
wyjdzie za mnie. Na moje szczęście się zgodziła, założyłem jej pierścionek,
którego jak się okazało nawet nie widziała, bo było zbyt ciemno, ale chyba nie
to było w tamtej chwili najważniejsze. Jeżeli dobrze pamiętam to się wtedy
popłakała (ze szczęścia rzecz jasna), a jeśli tak nie było to pewnie po prostu tak
to sobie wyobrażałem :) Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej atmosferze, jak to
na wakacjach.
I tak oto
wyglądała ta chwila w naszym wykonaniu. Na pewno mogło być gorzej, na pewno
mogło być lepiej, ale i tak nic z tego bym nie zmienił, to było i będzie po
prostu nasze. Film na tej podstawie pewnie nie powstanie, ale za to będzie
zawsze uśmiech na myśl o tamtym wieczorze.
A u Was jak to wyglądało? Chętnie przeczytamy inne
historie, a kto wie, może zainspirujecie kolejnych potencjalnych narzeczonych
:P
Dagmara: Kartek było osiem. Pamiętam doskonale i wszystkie trzymam na pamiątkę. Poniżej zdjęcie ostatniej z nich. :)
Piękna i pełna miłości historia. Każde zaręczyny są wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Moje zaręczyny odbyły się na środku jeziora w błękitnym kajaku. Pływalismy juz chyba godzinę kiedy M. Postanowił ze zatrzymamy się na jakiejś dzikiej plaży po drodze i weźmiemy kąpiel (35 stopni, sierpien) żeby się trochę o chłodzić. Podczas gdy ja moczylam nogi on zbieral polne kwiaty na bukiet. Wszystko wydarzyło by się na tej plaży gdyby nie to ze nagle przyjechał samochód z trzema brzuchatymi panami z piwem którzy tak jak my chcieli się ochlodzic. M. zabrał mnie spowrotem w kajak i poplynelismy. Nie pamiętam jak długo to trwało ale nagle wyciagnal rękę z pierscionkiem i próbując klekac (i nie wypaść z kajaka) zapytał czy zostane jego żona. Zgodziłam się a slub we wrześniu :)
OdpowiedzUsuńTakie "kwiatki", jak ci trzej panowie, sprawiają, że historia staje się niebanalna :) Czasami coś musi pójść nie po naszej myśli, żeby było co wspominać :) gratulacje dla narzeczonego za równowagę ;p
UsuńKuba, jak Ci fajnie idzie pisanie! :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czytało (i historię poznania :))) i zakupu pierścionka i oświadczyn) :)
Fajnie jest coś napisać. Zwłaszcza, że nie pamiętam, kiedy miałem ostatnio taką okazję ;p
Usuńkomentarz z innej beczki, gdzie kupiłeś garnitur do ślubu?
OdpowiedzUsuńGarnitur jest z Vistuli i tu od razu mała rada: nie zrażać się tym, że garnitur danej marki źle leży, inny model tej samej firmy i w tym samym rozmiarze może już być idealny :) i rozumiem, że model modelowi nierówny, ale czasami różnice były ogromne.
OdpowiedzUsuńTrochę o zareczynach i zwiazkach damskim okiem :)
OdpowiedzUsuńhttps://nierzeczona.com
Przeczytajcie, moze ktos cos ma do dodania od siebie?
Zdecydowanie spojrzenie z męskiego punktu widzenia jest bardzo dobre. Kobiety mogą się wtedy przekonać jak to wszystko wygląda z innej perspektywy. Bardzo dobry i przydatny wpis. Pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuń