wtorek, 20 września 2016

Słodkości na weselu



Chyba nikt nie wyobraża sobie przyjęcia weselnego bez tortu. Choć przyjmuje on już bardzo różne formy, wciąż jest nieodłącznym ślubnym elementem, a jego wybór zajmuje często dużo czasu. My na swoje przyjęcie zdecydowaliśmy się na, ostatnio tak popularny, naked cake. Tradycyjne torty wydawały nam się zbyt ciężkie oraz zbyt słodkie, a poza tym nie wpasowywały się w całą naszą ślubną stylistykę. ;) Trochę też rozmyślaliśmy o torcie babeczkowym i wydaje nam się on również bardzo fajnym rozwiązaniem (a przy okazji odchodzi problem krojenia :P).

Po wybraniu rodzaju tortu przyszła pora na wybór osoby, która nam go wykona. Nie zdecydowaliśmy się na żadną sieciową firmę, a na mniej popularną lokalną cukiernie (Moje Słodkości Cafe). Wybór okazał się niesamowicie trafiony. Postanowiliśmy zamówić w jednym miejscu zarówno tort, jak i ciasta oraz słodki stół. Nasz budżet nie przewidywał wolnej kwoty właśnie na candy bar, ale narzeczony bardzo, bardzo go chciał, a i mnie powstrzymywał tylko brak pieniędzy. Na szczęście udało nam się znaleźć rozwiązanie idealne. :) Zdecydowaliśmy się, na zmniejszenie liczby tradycyjnych ciast, na rzecz słodkiego stołu – tak aby całościowy budżet pozostał bez zmian. W rezultacie mieliśmy 150 kawałków ciasta, na niespełna 90 gości. Wydaje się to bardzo mało, ale w połączeniu ze słodkim stołem i tortem w zupełności wystarczyło, a nawet zostało na drugi dzień (nie rozdawaliśmy gościom ciasta w ramach podziękowania).

Sama idea słodkich stołów wydaje mi się bardzo trafiona. Nie dość, że stanowią one interesujący element wizualny to dodatkowo słodycze w formie babeczek/cake popsów/makaroników i innych małych form są bardzo wygodne do szybkiego skonsumowania, nawet bez użycia talerza czy sztućców. Nie dziwi mnie więc ich, ostatnimi czasy, wielka popularność (były na wszystkich czterech weselach, na których byliśmy w tym roku :P).
Candy bar można również przygotować zupełnie samemu - tak było właśnie na ostatnim weselu. Wtedy mamy dodatkowo wielką satysfakcje z wykonanej przez nas pracy. :)

Wracając do naszego przyjęcia - ustaliliśmy, że Pani, która będzie przygotowywać dla nas słodki stół, postara się również utrzymać go w rustykalnej stylistyce całego wesela. Nie sądziliśmy jednak, że zrobi to aż tak! Pamiętam, że gdy zobaczyłam nasz candy bar w dzień ślubu to bardzo, bardzo się pozytywnie zaskoczyłam. Wszystko było niesamowicie dopracowane, udekorowane i idealnie wpasowujące się w resztę dekoracji. Nie muszę dodawać, że słodycze były również przepyszne (choć większość miałam możliwość spróbować dopiero na drugi dzień, na swoim weselu naprawdę nie ma czasu na jedzenie :P).

Poniżej zamieszczam trochę zdjęć, tradycyjnie ich autorem są Bajkowe Śluby.















środa, 14 września 2016

Świadkiem być i świadka mieć [Męskim okiem]



Świadek w dniu ślubu odgrywa wielką rolę, choć oczywiście jest to rola drugoplanowa. Niemniej jednak można porównać świadka do pomocnika na boisku piłkarskim – może być mało widoczny, ale bez niego o sukces byłoby trudno.  

Dzisiaj skupię się na roli świadka – mężczyzny, choć oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby były tylko świadkowe. Uważam jednak, że najlepszą kombinacją jest świadek ze strony pana młodego i świadkowa ze strony panny młodej. Dlaczego? Odpowiem na to pytanie pod koniec tego tekstu.

Rolę świadka poznałem w niedługim czasie z obu stron. Postaram się więc opisać, jak to jest świadkiem być i świadka mieć. Zacznę z perspektywy pana młodego. Pierwszą poważną decyzją jest wybór odpowiedniej osoby na to stanowisko. I tu warto się dobrze zastanowić, gdyż można mocno żałować. Mnie to na szczęście ominęło i swojego wyboru na pewno bym nie zmienił. Jedynym dylematem w moim przypadku było to, że tak jak wspominałem, jestem zwolennikiem świadka – mężczyzny, a jeden z bardziej oczywistych kierunków w obsadzeniu tego stanowiska, czyli rodzeństwo, odpadało, gdyż mam jedynie siostrę. Tak więc o pomoc poprosiłem swojego przyjaciela. I tu gorący apel do Was, w wyborze kierujcie się tym, czy dana osoba rzeczywiście jest Wam bliska i dobrze Was zna, nie warto poddawać się np. presji rodziny, że musicie wziąć kuzyna Staszka, czy koniecznie rodzeństwo. 

Pierwszym z „obowiązków” świadka jest organizacja wieczoru kawalerskiego. Tu wychodzi to, jak dobrze świadek Was zna. Oczywiście znajomość znajomością, ale warto zamienić kilka słów o ewentualnych wizjach tego wieczoru :) Ja martwić się nie musiałem, wiedziałem że żadnych striptizerek wyskakujących z tortu i tym podobnych nie będzie, bo jest to nie w moim stylu. Było za to trochę adrenaliny, dobre jedzenie i zabawa do rana, czyli najlepsza kombinacja. O propozycjach na wieczór kawalerski i o całej jego organizacji postaram się napisać osobny post. 

Nie licząc formalności w kościele czy urzędzie, kolejny etap to już dzień ślubu (no chyba, że prosiliście świadków o pomoc w samej organizacji Waszego dnia). Niezależnie od tego, czy macie fotografów, kamerzystów, czy żadnego z nich, warto poprosić świadka o uczestniczenie w przygotowaniach do ceremonii. Po pierwsze, jak bardzo byście nie byli samodzielni, pomoc jest Wam potrzebna. W przypływie emocji, czy stresu wiele rzeczy może Wam umknąć (krzywo założona mucha, brak poszetki, butonierki itd.). Tu z ratunkiem przybywa świadek, chyba że sam stresuje się bardziej od Was :) Bardzo lubię, jak każdy szczegół jest dopracowany, dlatego jestem bardzo wdzięczny swojemu świadkowi, że zadbał o wszystko, chociażby o to, żeby mankiet dobrze wystawał spod rękawa marynarki. Po drugie, nieocenione jest również wsparcie emocjonalne w tym dniu. Niejednokrotnie widywałem panów młodych, którzy się tak denerwowali, że nie wiedzieli, co mają ze sobą zrobić. Jest więc niezbędny ktoś, kto da takiego pozytywnego kopa i postawi nas do pionu. Po trzecie i ostatnie, przygotowania ze świadkiem po prostu fajnie wyglądają na zdjęciach czy filmie :)

Przed ślubem warto się trochę wyluzować, więc z moim świadkiem po drodze po moją przyszłą żonę, wpadliśmy do McDonalda na lody :) Wiem, ryzykowny pomysł, zwłaszcza w moim wykonaniu, bo można się pobrudzić, a drugiego garnituru nie miałem, ale za to pozostaje świetne wspomnienie.

W trakcie samej ceremonii świadek za dużo roboty nie ma. Jego praca ogranicza się do podpisów pod odpowiednimi dokumentami. Dopiero po wyjściu z kościoła przydaje się bardziej. Na naszym ślubie chcieliśmy mieć płatki kwiatów przy wyjściu z kościoła, więc świadkowie musieli zadbać o to, żeby wszystkie zostały rozdane i oczywiście w odpowiednim momencie wyrzucone w powietrze. Jako, że mieliśmy sporo gości, którzy byli tylko w kościele, konieczne było zorganizowanie życzeń. Tutaj warto, żeby świadek miał donośny głos i poinformował gości, że ci którzy będą na weselu, będą składać życzenia na sali, a pozostała część już teraz. To zaoszczędzi Wam zamieszania. Zamiast kwiatów poprosiliśmy o wino lub książkę, więc niezbędne były pojemniki na ich późniejszy transport. W naszym wypadku były to stare skrzynki pomalowane na biało. Za ich transport odpowiedzialny był oczywiście świadek. Po samej ceremonii nie pojawiły się oczywiście w magiczny sposób pod drzwiami kościoła, więc świadek musi sobie to odpowiednio rozplanować i albo przyniesie je tuż przed mszą, albo szybko pobiegnie po nie zaraz po niej. Szczerze mówiąc do dzisiaj nie wiem, jak ogarnął to mój świadek :)

Pod salą historia się powtarza, gdyż znowu trzeba zająć się prezentami i kopertami. Teraz pojawia się tylko dylemat co z tym wszystkim zrobić. U nas wszystko znalazło się w apartamencie, w którym spędziliśmy noc poślubną. Świadkowie odebrali do niego klucze i zanieśli tam skrzynki, a koperty umieścili w sejfie. Dodatkowo mieliśmy miłą niespodziankę, ponieważ świadkowie zajęli się również naszymi ubraniami i pozostałymi rzeczami niezbędnymi na kolejny dzień. Miło było się o nic nie martwić. 

Na samym weselu głównym zadaniem świadków jest się dobrze bawić. Są jednak momenty, gdzie pomocna dłoń się przydaje. Między innymi świadek ściąga muchę przed tradycyjnym rzucaniem. Na pewno widzieliście też nasze zdjęcia z zimnymi ogniami. Bez świadków, a tym bardziej bez dobrego zarządzania ludźmi mojego świadka, te zdjęcia by pewnie nie były takie magiczne. To głównie dzięki niemu goście się tak świetnie zsynchronizowali i odpalili zimne ognie w jednej chwili. Dodatkowo nie tak łatwo jest rozstawić kilkudziesięciu gości, którzy w dodatku już trzeźwi nie byli :) Jeżeli o trzeźwości mowa, mój świadek zajął się jeszcze jedną rzeczą. Nie bawiliśmy się w oszukiwanie z wodą, więc świadek był moim głosem rozsądku.

Kilka tygodni później miałem okazję odwdzięczyć się mojemu świadkowi, gdyż  role się odwróciły. W moim przypadku pierwsze „obowiązki” pojawiły się jeszcze przed przygotowaniami, ponieważ podjąłem się odebrania brakujących winietek z innej części miasta. To nie był jednak koniec przygód z nimi, gdyż po chwili okazało się, że jeden z gości zmienił osobę towarzyszącą. Na ich winietkach nie dało się pisać długopisem, więc biegając z miejsca w miejsce, szukałem sklepu papierniczego z białym pisakiem. Bez tego wesele by się oczywiście odbyło i świat by się nie zawalił, ale wiem, że Panu Młodemu również zależało, żeby wszystko było idealnie, więc nie mogłem pozwolić, żeby się czymś denerwował w tak ważnym dniu. 

Przygotowania wyglądały dosyć standardowo, gdyby nie fakt, że na moment moje serce przestało bić. Otworzyłem mój pokrowiec na garnitur, a tam sama marynarka! Już miałem wizję drogi do ołtarza w krótkich spodenkach, nawet spojrzałem na fotografa, czy nie zmieściłbym się w jego spodnie, ale na szczęście sytuację opanował wspomniany już fotograf. W całym tym zamieszaniu, będąc trochę zestresowanym (chyba bardziej niż na własnym ślubie), nie wpadłem na to, że spodnie mogły się zsunąć z wieszaka na dno pokrowca :)

Po ubraniu się i sesji z Panem Młodym, przyszedł czas na transport do kościoła. Dosyć stresujący moment ze względu na to, że bez niego ślub by się nie odbył, a nigdy nie wiadomo, czy auto nie nawali, sarna nie wybiegnie pod maskę i inne takie. Na szczęście wszystko poszło gładko. Sama ceremonia, jak już wspominałem, dla świadka nie jest zbyt wymagająca. Istotnym wydaje mi się jedynie wyjście z kościoła. Jeżeli państwo młodzi chcą być przywitani płatkami kwiatów, ryżem itp. to koniecznie muszą być ostatnimi osobami opuszczającymi świątynie. Niestety nie zawsze goście są chętni do wyjścia, dlatego trzeba im subtelnie pomóc. 

Reszta tego dnia wyglądała dosyć podobnie jak u nas. Różnicą było to, że prezenty nie zostawały w pokoju państwa młodych, a jechały do domu razem z kierowcą ich auta, który był zaufanym członkiem rodziny. Myślę, że był to dobry pomysł i na pewno bezpieczniejszy niż zostawianie wszystkiego na miejscu. Niestety raz na jakiś czas zdarza nam się słyszeć, że para zostaje okradziona w dzień własnego ślubu, tak więc uważajcie.  Inną różnicą było też to, że zostałem poproszony o dokonanie kilku opłat usługodawcom. W dniu ślubu nie warto zaprzątać sobie głowy pieniędzmi.

Wykonałem też ukłon w stronę Panny Młodej. Pokój udekorowałem im różami i płatkami róż, żeby noc poślubna była jeszcze milsza. Taki ze mnie romantyk :p
Praktyczna uwaga dla świadków: przed wsiadaniem do samochodu ściągajcie marynarkę Pana Młodego i pomagajcie mu się ubrać po wyjściu z niego. Pognieciona marynarka głównej postaci wieczoru może wyglądać kiepsko.

Wracając do kwestii wyższości świadka – mężczyzny, chciałbym podsumować, dlaczego tak uważam. Po pierwsze, choć nie jest to regułą, mężczyzna lepiej zna się na garniturach, poszetkach, butonierkach itd., więc lepiej pomoże w ubieraniu pana młodego. Po drugie, wieczór kawalerski ogranicza się do męskiego grona (przynajmniej tak to tradycyjnie wygląda) i świadek – kobieta może i będzie w stanie zorganizować jakieś atrakcje, ale nie będzie mogła dopilnować całego wieczoru, gdyż nie będzie jej na miejscu. Po trzecie, skrzynki z winami, czy książkami, a nawet kwiaty trochę ważą, więc mężczyzna raczej sobie z nimi lepiej poradzi (oczywiście rozumiem, że można angażować do tego osoby trzecie). No i chyba w końcu ten donośny głos, który pomaga w organizacji gości. Są to rzecz jasna tylko moje przemyślenia i absolutnie nie krytykuję wyboru dwóch świadkowych, czy też świadka ze strony panny młodej, jednak chciałem pokazać, że wydaje mi się optymalnym rozwiązaniem wybór świadka ze strony pana młodego.

Niezależnie od tego kto jest świadkiem, trzeba pamiętać o jednej rzeczy. Ślub i wesele to bardzo szczególny czas dla nowożeńców, dlatego jako świadek trzeba dołożyć wszelkich starań, żeby ten dzień upłynął dla nich możliwe bezstresowo i mogli się cieszyć tylko sobą. Kierujcie się tym przy wyborze świadków, bierzcie tylko takich, którzy sprawią, że będzie jeszcze bardziej wyjątkowo. Ja mojemu świadkowi dziękuję bardzo, bo zadbał kompletnie o wszystko :)

Bajkowe Śluby

poniedziałek, 12 września 2016

Na osiem miesięcy przed ślubem, opowieść o zaręczynach idealnych [Karolina]



Jak wyglądają zaręczyny idealne i czy w ogóle takie istnieją? Dziś opowiem Wam  naszą historię… :)

Był najzwyklejszy w świecie dzień  tygodnia: poniedziałek, wtorek czy czwartek – to kompletnie bez znaczenia :) Popołudnie mieliśmy spędzić razem, wsiadłam więc w samochód i pojechałam do mojego chłopaka :) Jak na czerwiec przystało, było bardzo ciepło, dlatego większość czasu spędziliśmy na świeżym powietrzu. Był wypad na motor, spacer na lody (wygrane z zakładu :P) i leniuchowanie w domu. Wcześniej umawialiśmy się, że wieczorem pójdziemy biegać, a że byłam wtedy dość zapalonym biegaczem (szkoda, że nie mogę napisać tego w czasie teraźniejszym :P)   to bez problemu dałam się wyciągnąć :) I tu zaczyna się cała historia!  Po akcji pt.” Duże kluczyki od samochodu”, która rozpoczęła się w momencie gdy poprosiłam swojego chłopaka o schowanie ich do nerki, z którą biegł. I po lamentach Szymona na temat ich wielkości, a także próbie oddzielenia ich od pilota… myślałam, że nic mnie już nie zdziwi :)

Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, spojrzałam na niego i powiedziałam, że ma nie wymyślać :P Pomarudził jeszcze trochę, ale w końcu wybiegliśmy! :) Z racji na to, że był to mój pierwszy bieg po zabiegu, za cel postawiliśmy sobie przebiegnięcie 5 kilometrów :) Warunki do biegania były, co tu dużo mówić… idealne! Wokół pola, cisza i zachodzące już słońce. Trasa, którą obraliśmy miała jakieś 7 km i mimo przebiegnięcia tych wyznaczonych 5 km chciałam biec dalej, coś jednak zmieniło się w myśleniu mojego chłopaka, który zaczął zwalniać. Namawiał mnie żebyśmy resztę drogi przeszli spacerkiem, bo przecież nie mogę się nadwyrężać (wymyślał jeszcze inne kompletnie niepodobne do niego rzeczy ;p) Zazwyczaj to On mnie motywuje i namawia na więcej :)  Byłam jednak nieugięta, i muszę się Wam przyznać, że nawet trochę go skrzyczałam, że nie ma się zachowywać, jak moja mama (nawet mamie się oberwało ;p), że dobrze się czuję, no i że biegniemy do końca :D Chyba byłam w tym wszystkim dość przekonująca, bo ruszyliśmy dalej :) Nie był to jednak ten sam bieg, bo Szymon smęcił się gdzieś za moimi plecami, nie zwracałam na to jednak większej uwagi, ponieważ z niemałą zadyszką, myślałam już tylko o mecie :) Zbliżaliśmy się do końca trasy, gdy nagle Szymon zawołał „Michu, bo ja coś dla Ciebie mam” – wiedział jak mnie podejść :P Batonik! Pomyślałam,  zatrzymałam się momentalnie i  to co zobaczyłam kompletnie odebrało mi mowę :) Szymon klęczał z wyciągniętym pudełeczkiem (tym, przez które nie było miejsca na moje DUŻE kluczyki :P) i coś mówił… :) Za choinkę nie pamiętam co to były za słowa :P Kiedy wróciłam do świata żywych usłyszałam, „No ale zgadzasz się”? :P Później była już tylko radość, łzy i niedowierzanie :) To jakie emocje mi zafundował zostanie ze mną już na zawsze !!:) W życiu nie podejrzewałam, że to się stanie właśnie wtedy i wiecie co? Właśnie to było najpiękniejsze :) Jedni ucieszyliby się z zaręczyn przy kolacji ze świecami, inni podczas wakacji w tropikach, a ja nie zamieniłabym moich zaręczyn w polu na żadne inne! Nic bym w  nich nie zmieniła;)

Więc tak, moje zaręczyny były idealne… idealne dla mnie :) I każda z nas ma szansę takie mieć! To oczywiście w największej mierze zależy od naszego Partnera, ale i my możemy dorzucić do tego swoje trzy grosze :) Dlatego nie jestem za dręczeniem  facetów pytaniami kiedy to będzie… mówieniem o tym jak ma to wyglądać, chodzeniem po jubilerach i wybieraniem pierścionka. Tym wszystkim, my kobiety same odbieramy sobie radość tej chwili :) Niech facet pomyśli, postara się. Nie ma pojęcia, jaki pierścionek wybrać? Niech podpyta przyjaciółkę :) Zeszłam trochę z tematu, a to jeszcze nie koniec historii tego dnia! 

Byłam tak szczęśliwa, że musiałam się z kimś tym szczęściem podzielić! Napisałam wiadomość do mojej przyjaciółki, która brzmiała: „Za 30 minut będę u Ciebie pod domem, zejdź proszę pilne”. Tak sobie teraz myślę, że chyba ją trochę zestresowałam :D Po przyjeździe pod blok przyjaciółki i rozmowie z nią  (a raczej krzykach i piskach :P) było jeszcze cudowniej! Pięknie było patrzeć, że i w niej ta wiadomość wywołała taką radość :) Rozstawałyśmy się pewnie koło północy z bananami na twarzy :) Przekręcam kluczyki w stacyjce i nic, to się nie dzieje pomyślałam, druga próba – nadal nic… Jak się później okazało, z tego wszystkiego zapomniałam o zgaszeniu świateł w samochodzie :P Królewny zapaliły sobie dodatkowo wszystkie możliwe światełka w środku auta, aby móc podziwiać pierścionek i zakończyły dzień pchając swoją ‘karocę’ :D Co jak co, ale kabli to już na bank byśmy nie ogarnęły :P Mimo, że okazało się, że mam przyjaciółkę do zadań specjalnych, to jedna biedna nie zdołała sama pchnąć tych hmm paruset kg? :P Pomogli na szczęście chłopacy, których udało nam się w środku nocy wyczaić na osiedlu obok i poprosić o pomoc :P Normalnie nie robimy takich rzeczy, ale w tamtą noc czułam, że mogę wszystko ;p 
Cała i szczęśliwa dojechałam do domu, rodzice spali, a ja spędziłam pół nocy na rozmowie  z moją drugą przyjaciółką :) Cudownie jest mieć takie osoby i widzieć jak cieszą się z naszego szczęścia ;) 

A jak wyglądały Wasze zaręczyny? :) Byłyście tak kompletnie zaskoczone jak ja, czy czułyście, że coś wisi w powietrzu? :) Nie mogę doczekać się Waszych opowieści!:)

Od zaręczyn minął już ponad rok - zaręczyliśmy się 11 czerwca 2015r. :) W dniu zaręczyn postanowiliśmy, że ślub odbędzie się w 2017 roku, mimo to konkretną datę ustaliliśmy tak naprawdę całkiem niedawno:) Pomysł z 12 majem wyszedł bardzo spontanicznie, ale jesteśmy z tej daty w 100% zadowoleni! Jestem Karolina i z wielką przyjemnością będę się tu pojawiała każdego 12 dnia miesiąca, aby opowiedzieć Wam o naszych przygotowaniach :) Następnym razem zdradzę Wam dlaczego już teraz wybrana przez nas data okazała się dla nas szczęśliwa ;) Opowiem też trochę o nas samych :)

Pinterest

wtorek, 6 września 2016

Rustykalny ślub – dekoracje i dodatki



Ślub i wesele można zorganizować na sto różnych sposobów i w stu różnych stylach. Wybranie tematyki, której chcemy się trzymać, bardzo ułatwia dalsze planowanie i pozwala stworzyć spójną całość. U nas sprawa była bardzo prosta, bo jakoś od samego początku wiedzieliśmy dokładnie, w jakim klimacie chcemy stworzyć uroczystość. Nie przypominam sobie właściwie żadnych naszych rozmów na ten temat, tak jakbyśmy to już dawno temu ustalili. ;) Miały być słoiki, polne kwiaty, dużo drewna, wianek we włosach, suknia nie-beza. ;) Czyli wszystko to co wpasowuje się właśnie w typowe, ostatnio tak modne, rustykalne wesele. 

Przez jakiś czas zastanawialiśmy się czy nie zająć się dekoracjami sami, bo są one w gruncie rzeczy stosunkowo proste do samodzielnego wykonania. Można ozdobić słoiki koronką, sznurkiem, kupić kwiaty itd. Ja jednak chciałam mieć tego dnia spokojną głowę i dlatego też zdecydowaliśmy się powierzyć wystrój profesjonalistom. 

Zaczęliśmy od zaproszeń, które co prawda nie są elementem dekoracyjnym, ale też chcieliśmy żeby były w podobnej stylistyce. Poza tym do nich dopasowywaliśmy resztę ślubnej papeterii, która już była na sali.
Po zapoznaniu się z pracami różnych firm (zamówiliśmy nawet trochę próbek) zdecydowaliśmy się na zaproszenia i resztę papeterii od W cudzysłowie. Firma mieści się w Krakowie więc nie mieliśmy okazji na bezpośrednie spotkanie, ale cały kontakt drogą internetową był niezmiernie sympatyczny i  sprawny. Nie mieli oni problemu z realizacją żadnego z naszych pomysłów. Zmodyfikowaliśmy wcześniej dostępne u nich zaproszenia, chcieliśmy też księgę gości o większych wymiarach i wszystko zostało cudownie wykonane. Wielki plus za super podejście do klientów. :)









Oprawę florystyczną tego dnia powierzyliśmy Inna Studio i był to nasz kolejny, najlepszy wybór. :) Tu znów sprawa wyglądała podobnie jak z zaproszeniami, czyli wcześniej zapoznaliśmy się z ofertami kilku innych firm. Wymieniłam kilkanaście maili, wszystkim przedstawiając naszą wizję tego dnia. I to tak naprawdę już w tych mailach można poczuć czy chcę się z kimś nawiązać współpracę czy nie. Jeżeli nie mogę doprosić się odpowiedzi na wiadomość (nawet wysyłaną ponownie) to jaką mogę mieć gwarancję, że dalszy kontakt będzie lepszy. (Była jedna firma, która po dobrych kilku miesiącach odpisała mi, że bardzo chętnie zajmie się naszymi dekoracjami ;)). Z Moniką z Inna Studio od początku kontakt był rewelacyjny i szybko umówiliśmy się na spotkanie, po którym już ani ja, ani mój mąż, nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy im powierzyć ten dzień. Dziewczyny zrobiły dla nas bardzo dużo: wianek dla mojej siostrzenicy, butonierki, kwiatowa bransoletka dla świadkowej, podstawka na obrączki, mój półwianek i najpiękniejszy na świecie bukiet, cała dekoracja kościoła oraz sali (i to jaka dekoracja!). Najlepsze w tym wszystkim jest jeszcze to, że ja nie musiałam tak naprawdę dużo mówić o tym, jaki efekt chcemy uzyskać. Miało być sielsko, polnie, kolorowo. Nie miałam wybranych konkretnych kolorów czy rodzajów kwiatów. Bardzo dużo powierzyliśmy po prostu w ręce dziewczyn i nie zawiedliśmy się ani trochę. Nie mogłam sobie wymarzyć piękniejszych dekoracji, a żaden wcześniej przeze mnie oglądany bukiet, nie podobał mi się tak bardzo, jak mój. :) 



















Mąż podjął się dodatkowo samodzielnego wykonania wymarzonego przeze mnie drogowskazu oraz tablicy z datami. Drogowskaz stał przed skrętem do naszej sali i jak już pisałam we wcześniejszym wpisie - początkowo były do niego dowiązane jeszcze balony z helem. Tablica natomiast wisiała przy wejściu na salę, a w tym momencie wisi u nas na ścianie w pokoju (mąż na pewno nie zapomni o żadnej rocznicy :P).




Było pięknie, dla nas najpiękniej. Choć muszę przyznać, że piękno tego wszystkiego, w większości odkrywam dopiero na zdjęciach, bo w tym dniu działo się za dużo, by wszystko zauważyć i docenić. 

Nieraz mówi się też o tym, że nie warto tak dbać o każdy szczegół, wszystkiego do siebie dopasowywać itd., bo goście i tak tego nie docenią – zaproszenie wyrzucą, a kwiatów nie zauważą. No i może nawet tak czasem jest, choć zebraliśmy od naszych gości dużo komplementów za te wszystkie dekoracyjne elementy. To ja i tak od początku wychodziłam z założenia, że to jest nasz ślub i wszystko co robimy, robimy też dla siebie (co wcale nie oznacza, że nie robimy tego też dla gości – żeby mi ktoś zaraz nie zarzucił, że myślę tylko o sobie ;)) i dla własnych wspomnień. I nawet jeśli nikt inny nie zwróciłby na mój bukiet uwagi to ja będę się nim jeszcze długo zachwycać. I to o to chodzi. :)

Autorem wszystkich zdjęć we wpisie są Bajkowe Śluby (im też się należy osobny post ;)).