wtorek, 30 maja 2017

Gdy to właśnie Ty wychodzisz za mąż [Karolina]


Już w środę zaczynam swój przedślubny urlop, rano lecę na paznokcie i zawożę balony do nadmuchania helem. Tak bardzo nie chcę ubierać zimowej kurtki, że zarzucam tylko wiatrówkę i wychodzę. Marznę i to okropnie, gdzieś po drodze łapie mnie deszcz, o słońcu możemy dziś zapomnieć. I mimo, że od miesiąca do znudzenia powtarzam wszystkim, że teraz jest tak zimno, ponieważ niebo na nasz dzień kumuluje najpiękniejszą pogodę, to chyba zaczynam wątpić…

W czwartek (zaraz po budziku :)) budzą nas promienie słońca i już wiem, że to będzie dobry dzień! Wstajemy, jemy ostatnie narzeczeńskie śniadanie i ruszamy!  Pakujemy samochód po brzegi i wypożyczamy przyczepkę. Ładujemy napoje, alkohol, krążymy między mieszkaniem, moim rodzinnym domem i domem Szymona, odbieramy chruściki i ciasteczka od naszych Mam. Szymon ciągle podjada, więc dostaje ode mnie kuksańca, a już za moment jedziemy przystrajać salę. Wieszamy lampiony, słoiczki do kwiatów, zostawiamy winietki, podziękowania dla gości i wymieniamy się ostatnimi spostrzeżeniami z managerką sali.

W pewnym momencie zdejmuję kurtkę i myślę, że mój kochany dziadziuś tam na górze zaczyna działać.  ;) I znów zaczynam wierzyć, że szykuje dla mnie o wiele więcej.  Zbliża się godzina 18, wracamy do naszego gniazdka i mimo sprzeciwów narzeczonego "wyrzucam" go do mamy. ;)

Nadchodzi wieczór, wieczór pachnący czekoladą. Wyciągam z szaf miski, rondelki, robię cebulę na głowie i przebieram się w wygodny dres.  Mikser bezlitośnie próbuje zagłuszyć piosenkę „już mi niosą suknie z welonem”, jednak nie udaje mu się to, więc z uśmiecham podśpiewuję i kręcę dalej. Dzwoni domofon. W końcu Dagmara! Już nie mogłam się doczekać, tak się cieszę, że spędzimy ten wieczór razem. Wiem, że się denerwuje, mam nawet podejrzenia, że bardzie ode mnie :P  Wchodzi z mężem, który niesie jej rzeczy i który skrycie czeka aż ciasteczka brownie wyjdą z piekarnika. ;)

Zostajemy same, chociaż to ja dyryguję całą domową cukiernią, to Daga bardzo pomaga. Kręci kuleczki rafaello, jednym okiem ogląda "Kuchenne rewolucje”, drugim obserwuje mnie z delikatnym niedowierzaniem, ja właśnie wkładam muffinki do piekarnika. Śmiejemy się, pieczemy, komentujemy, rozmawiamy przez telefon z naszymi mamami, a czas leci jak szalony! Nawet nie wiem kiedy zrobiła się 23.00! Przyspieszamy. Kończymy robić ferrero rocher, obtaczamy kulki w czekoladzie i orzeszkach. Cholera jeszcze krem na muffinki! Zaczynam zastanawiać się czy jest sens go dzisiaj robić, głośno myślę a Dagmara sprowadza mnie na ziemię i już za chwilę sama kończy z mikserem w dłoniach. ;)

Kładziemy się do łóżka i tak jakby wszystko na mnie spływa, serce zaczyna bić mocniej, czuję zmęczenie, a jednak nie mogę zasnąć. Kręcę się dobre pół godziny i w końcu odpływam, nie śpię zbyt spokojnie budzę się o 4 by sprawdzić czy aby na pewno nie zaspałam i już przed 7 wyskakuję z łóżka prosto pod prysznic. Robię kawę, śniadanie – mamy dobry czas myślę więc jeszcze zdążymy zjeść spokojnie. Nie czuję głodu, ale jem – wiem, że później może nie być na to czasu.

Pierwsza pojawia się Kasia, szukamy wygodnego miejsca do pracy, ja siadam na krześle, a Kasia bierze sprawy w swoje ręce. Dokładnie wie co robi, Kasia jest urocza – taka zakręcona wariatka, wprowadza do naszego poranka dużo radości. :) Po godzinie wchodzi Olcia z walizką – co najmniej tak dużą, jak na tygodniowe wakacje!  Tuż za nią Agata... I w tym momencie pierwszy raz widzę swój ślubny bukiet, wianek… jestem zachwycona! Nie mogę wyjść z podziwu.  Ściskamy się jeszcze i Agata leci dalej – dekorować kościół, salę. Olcia najpierw maluje moją mamę, która właśnie przyszła, a ja ciągle w rękach Kasi, która już za chwile kończy moją fryzurę, wpinając w nią wianek. Zero stresu, dużo śmiechu wszystkie moje dziewczyny są cudowne. <3 Mamcia wygląda ślicznie, teraz moja kolej. Patrzę na siebie w lustrze i jestem przeszczęśliwa, właśnie tego chciałam myślę.

Ostatni raz rzucam okiem na mieszkanie, aby upewnić się, czy wszystko wzięłam, w ostatniej chwili łapię perfumy i lecę do auta. Mama i Daga czekają już na dole, mamy problem z zapakowaniem się do samochodu i ostatecznie dziewczyny kończą z muffinkami na kolanach. Ja na szczęście ręce mam wolne -  w końcu prowadzę :P Po drodze odstawiamy mamę, która chce jeszcze przystroić dom rodzinny, zahaczamy o mamy koleżankę, która specjalnie na nasz dzień upiekła przepyszne babeczki i samochodem wypełnionym po brzegi słodkościami jedziemy szykować słodki stół.

Po  pięciu minutach jesteśmy już na sali, uśmiech nie schodzi mi z twarzy! Zachwycam się każdym szczegółem, kwiatami, słoiczkami, pięknym słońcem… Chyba zapomniałam Wam powiedzieć, że pogoda jest dziś bajeczna <3  Układam ciasteczka, babeczki, poprawiam kuleczki po Dagmarze i zastanawiam się czy zaraz się nie wścieknie, ale było trochę niesymetrycznie. ;) Kątem oka dostrzegam, że nie reaguje więc lecę dalej, biorę się za makaroniki. Układam w piramidkę , kolorami, na leżąco, mieszam kolory i ciągle nie wiem!  W końcu świadkowa lituje się i mówi mi w jakiej konfiguracji wyglądają najlepiej i nawet nie wie  jakie to dla mnie ważne! Inaczej pewnie stałabym tam do dziś… ;)

Robię zdjęcia, myślę, że muszę pokazać mamie jak to wszystko pięknie wygląda! I co z tego, że za kilka godzin sama zobaczy, Dagmara coś tam żartuje, że przecież będzie fotograf i NA PEWNO wszystko uwieczni, śmiejemy się do siebie w geście zrozumienia i pstrykam dalej, kończymy obowiązkowo wspólnym selfie. Ciężko mi się zebrać z tej sali… dobrze, że jest tak blisko bo już za moment pijemy kawę na tarasie rodziców.

Czas się ubrać! Z założeniem sukienki idzie mi dość gładko, początkowo to Daga zapina całą gromadę guziczków na moich plecach śmiejąc się, że ciekawe jak Szymon sobie z tym poradzi :P Za chwilę jednak zmienia ją mama, bo tak bardzo trzęsą jej się ręce.

Rzut okiem na mamę, ostatnie poprawki i dzwonek do drzwi – przyjechał Kuba (fotografJ) Zaczynam już wyczekiwać i trochę się niecierpliwię. Dla zabicia czasu chodzimy po ogrodzie, Kuba pstryka kilka fotek z rodzicami, ze świadkową, wybieramy dobre miejsce na pierwsze spotkanie z przyszłym mężem. Najpierw przyjeżdżają przyjaciele, rodzeństwo… nie mogę się nadziwić jak wszyscy pięknie wyglądają!

Łyk wody, ostatnie selfie w moim pokoju i już za moment z dołu dobiega mnie wołanie Dagi "przyjechał Szymon!"  To właśnie Ona zadbała o to aby nie widział mnie wcześniej i to właśnie dzięki niej nasz first look wypalił. :) Chociaż nie było okna w moim domu przez, które nie zaglądałoby jakieś twarze.. (wcale Was nie było widać kochani :D) było wspaniale! :)

Dłoń w dłoń, ramię przy ramieniu, szybki cmok i od razu lepiej. :) Czas zaczął pędzić… Jesteśmy już po Błogosławieństwie zamykamy dom i biegniemy do auta, bo nie wiadomo kiedy zrobiła się za kwadrans czwarta. Razem, tylko we dwoje zamykamy się w małym fiacie i mkniemy do kościoła.

Do ołtarza idziemy razem, uśmiech nie schodzi nam z twarzy, a droga mija w mgnieniu oka. Zerkam na gości w ławkach tak w nas wpatrzonych i chyba zaczyna do mnie dochodzić… Dzień, który jeszcze niedawno był tak odległy właśnie nastał. <3

Trwa Ceremonia. Wsłuchani w księdza, w geście zrozumienia co jakiś czas ściskamy sobie dłonie. Słyszymy znów o maju dla wielu cały czas niezrozumiałym okresie do zaślubin, gdzieś w myślach przewracam oczami i nie mogę się nie uśmiechać, bo wiem, że nie ma dla nasz lepszego miesiąca, dnia i godziny. Za moment stoimy już przy ołtarzu i bez chwili zwątpienia przysięgamy sobie to wszystko czego jesteśmy tak pewni od lat.





poniedziałek, 22 maja 2017

Minął rok


Zupełnie nie wiemy kiedy, zupełnie nie wiemy jak, ale wczoraj stuknął nam pierwszy rok, jako małżeństwo. Pierwsza, papierowa rocznica.

A przecież dopiero wczoraj obudziłam się rano z myślą: "Dziś wychodzę za mąż! Za najlepszego faceta na świecie!". Pamiętam, jak dziś, tą gorączkę przygotowań. Moją mamę, która do ostatniej chwili była niegotowa i chyba najbardziej zdenerwowana ze wszystkich. Pamiętam mój spokój i śmiech, że "Bez Nas i tak nie zaczną". A wiecie co pamiętam najdokładniej i najwyraźniej? Gdy przyjechał Kuba (ostatnią noc przed ślubem spędziliśmy osobno) i gdy pierwszy raz tego dnia się zobaczyliśmy. Tych emocji i tych uczuć nie da się zapomnieć. To było takie utwierdzenie w tym, że postępujemy właściwie. Że jesteśmy dla siebie najważniejsi na świecie, że tutaj chodzi tylko o Naszą dwójkę i że nie ma żadnego znaczenia, czy uda nam się pierwszy taniec, czy nie zająkniemy się przy przysiędze, czy wszyscy na pewno dojadą. Że to jest Nasz dzień, że dziś zostaniemy mężem i żoną i tylko to się liczy. Że będzie najpiękniej, obojętnie jak będzie.

A dziś? Minął już ten czas, po którym chyba, w końcu powinnam przestać dodawać ciągle ślubne zdjęcia na instagram i nie liczyć każdego miesiąca. :P Teraz pora przerzucić się na lata, których mam nadzieję, przed nami cała masa.

Wczorajszy dzień minął nam spokojnie. W dużo mniejszych emocjach niż rok temu, ale wciąż z tym samym uczuciem. Minął na wspominaniu, na trzymaniu się za ręce, na dobrym jedzeniu i spacerowaniu. Wspominaliśmy co robiliśmy rok temu o tej porze, mówiliśmy o jedzeniu, o pogodzie, o kościele, o nas, o tym co się wydarzyło od tego czasu. Chcieliśmy jeszcze wieczorem obejrzeć nasz ślubny album, ale sen nas zmógł. ;)

Od tego dnia minął rok, a ja bym z marszu, wyszła jeszcze raz za mąż, za mojego męża. A on sam, gdy go wczoraj zapytałam, czy ożeniłby się ze mną jeszcze raz, odpowiedział z szerokim uśmiechem: „Nawet dwa razy!” I tego się trzymajmy. :)

Zresztą… co to jest rok? Tyle co nic. Ale w lipcu minie nam już razem dziewięć lat, a patrząc na nasz jednak młody wiek, to chyba całkiem niezły staż. I ja naprawdę jestem wdzięczna za to uczucie, które wciąż między nami jest.

Co się zmieniło, co się wydarzyło przez ten rok?

Przede wszystkim mamy nasz dom! To jest zdecydowanie największa zmiana tego roku, a pewnie i jedna z większych w całym naszym życiu. A rok temu, o tej porze, nie było tego miejsca nawet w planach. Pierwszy raz przyjechaliśmy tu dokładnie w nasz pierwszy miesiąc po ślubie, 21 czerwca zeszłego roku. I to tego dnia, nieśmiało zaczęliśmy o tym domu marzyć. Następnie sprawy potoczyły się bardzo szybko, a marzenia z dnia na dzień, przybierały bardziej realny kształt. I stało się! Już w sylwestra się wprowadzaliśmy. Chyba nigdy nie zapomnę tego dnia. Kuba jeszcze o 21.00 kładł panele, w pokoju była jedynie pożyczona kanapa i stolik, wokół mnóstwo kartonów, brak kuchni (no ok była, ale w klepkach w kartonach :P) itd.

Pamiętam, jak nikt nam nie wierzył, gdy cały grudzień opowiadaliśmy, że jeszcze w tym roku się wprowadzimy. Pamiętam naszych rodziców, którzy wręcz byli przerażeni tym szaleństwem. Pamiętam Kubę, który łączył pracę z wykańczaniem domu. I tylko dzięki niemu to wszystko się rzeczywiście udało.

Dziś w tym domu, nadal brakuje mnóstwa rzeczy, ale już nie przypomina on tego miejsca z sylwestra. A my zdążyliśmy już to miejsce, naprawdę pokochać. I nie ma znaczenia, że wciąż nie mamy jeszcze drzwi, że dopiero dziś podłączyli nam gaz, a na ogrodzie jest sama ziemia. Tu już i tak jest najlepiej. I nie zamieniłabym tego miejsca, na żadne inne.

A jak z nazwiskiem?

Kiedyś mi się wydało, że w ogóle nie będę w stanie się przyzwyczaić do innego nazwiska. A to wcale tak nie jest, bardzo szybko przestałam się mylić przy podpisywaniu, a dziś już wcale mi się to nie zdarza. Jedyna sytuacja, gdzie wciąż używam panieńskiego, to gdy się zdenerwuje i mówię sama do siebie. Wtedy zawszę krzyczę na siebie panieńskim nazwiskiem. :D Ostatnio miałam tylko raz sytuację, która samą mnie bardzo zaskoczyła, bo dzwoniąc z pracy i przedstawiając się, użyłam panieńskiego nazwiska. A nie zrobiłam tego już naprawdę od miesięcy. Gdzieś jednak to nazwisko ciągle tkwi, jak widać. ;)

Co się zmieniło między Nami?

Kuba na zadane mu przeze mnie pytanie, czy wciąż mnie kocha, tak jak rok temu. Odpowiedział: Bardziej. :) I choć wiem, że On po prostu wiedział co odpowiedzieć, to chyba mimo wszystko jest w tym jakaś prawda.

Uczucia się zmieniają z biegiem czasu, a my mieliśmy okazję się sprawdzić w zupełnie dla nas nowych sytuacjach, jakie niosło ze sobą kupno domu. Momentami było też nerwowo, ale to chyba całkiem normalne. Przeszliśmy przez to wszystko, bogatsi o nowe doświadczenia.

Najcenniejsze i najważniejsze jest to, że wciąż jesteśmy dla siebie całym światem. Że ja nadal po tylu latach, co wieczór wyczekuje, aż Kuba wróci z pracy. Że nigdy się nie żegnamy bez przytulenia i buziaka. Że wciąż źle mi się zasypia, gdy go nie ma. Że nie ma dnia, bym nie dostała krótkiego smsa: Kocham Cię. Że myślimy o sobie i tęsknimy za sobą. Że wciąż najlepiej Nam, po prostu razem.


I to wszystko jest wielkim szczęściem.

Zaczynamy kolejny wspólny rok razem, choć za dwa miesiące znów rocznica. Będziemy obchodzić obie. Okazji do świętowania miłości, nigdy nie jest dość. :) 

Bajkowe Śluby

wtorek, 16 maja 2017

Gdy Twoja przyjaciółka wychodzi za mąż


Nadszedł ten czas, twoja przyjaciółka wychodzi za mąż!

Ekscytujesz się, jakby to był Twój własny drugi ślub i już dwa dni wcześniej czujesz gule w gardle, gdy zbyt długo o tym myślisz (ale to chyba tylko, gdy jesteś mną :P). W dzień przed ślubem, ona wyrzuca swojego narzeczonego z mieszkania, a Ty jedziesz do niej na noc. W samochodzie jeszcze wręczasz swojemu mężowi kartkę z życzeniami, bo przecież jutro jest też jego dzień (ślub przyjaciółki i urodziny męża w jednym <3).

Twoja mama dzwoni kilka razy, bo z Panną Młodą przyjaźnicie się od lat, więc  też przeżywa jej ślub. Nawet krzyknie Ci do telefonu: „Pamiętaj,  żeby Karolina się wyspała!”.

Wieczór upływa wam, na wspólnym pieczeniu muffinek, ciastek i innych słodkości. No dobra, ty głównie zajmujesz się kulaniem kokosowych kuleczek w wiórkach, a większość roboty odwala Panna Młoda. W końcu stwierdza, że tego kremu na muffinki, to już chyba jednak nie zrobicie. Patrzysz na zegarek, widzisz 23.30 i myślisz, że no w końcu koniec! Może jednak choć trochę się wyśpi. ;) Wtedy ona dodaje: Zrobimy go jutro! Szalona Panna Młoda, prawda? :D I chyba już właśnie w tym momencie zaczyna się rola świadkowej, więc głośno krzyczysz: O nie! Albo robimy go teraz, albo nie robimy go w ogóle! No i już po chwili miksujesz ten krem. :P

Gdzieś wcześniej, ona też powie, że w poniedziałek mają sesję i będzie miała na niej wianek we włosach. Potem jednak dochodzi to wniosku, że wcale nie wie, kiedy i gdzie go załatwi. A ty przecież wiesz, kto robi najpiękniejsze wianki, więc piszesz wiadomość: „Jest sprawa! Potrzebny jest wianek na sesję na poniedziałek. Dasz radę, czy już za późno?”. I twoja ślubna florystka daje radę. :)

Potem ty i twoja przyjaciółka śpicie w jednym łóżku, a Ty łapiesz się na tym, że nie ma Ci kto ogrzać zimnych stóp (mąż się jednak do czegoś przydaje :D). O 6.45 ona już wyskakuje z łóżka. To dziś! Bierze prysznic, a potem gdy ty jesteś w łazience, ona zastawia cały stół jedzeniem. Co tam ślub! Śniadanie trzeba zjeść. Pewnie nawet ten krem, byłaby w stanie dziś zrobić. ;)

Za oknem świeci słońce, specjalnie na ten dzień. Ciężko było w to uwierzyć, gdy jeszcze dwa dni wcześniej, mieliśmy jesień w najgorszym wydaniu. Ona tego dnia usłyszy jeszcze milion razy, że sobie na tę pogodę zasłużyła. Ty zażartujesz, że nie wiesz czym, choć przecież wiesz, że nie mogło być inaczej. Tego dnia musiało świecić słońce. :)

Jeszcze rano będziesz ją uczyć kręcić instastory, w końcu kiedy, jak kiedy, ale w taki dzień warto coś nagrać. ;)

Potem przyjedzie fryzjerka i machina ruszy. Ona umawiając się na fryzurę na sesję, prawie wyślę smsa o treści „Fryzura na seks”. :P W międzyczasie dotrą też kwiaty, tak piękne, że pierwszy raz zaczniesz się zastanawiać, czy to ty miałaś najpiękniejsze. Zachwycisz się tego dnia jeszcze nie raz.

Potem ona w pełnym makijażu, ślubnej fryzurze i kwiatach we włosach, pojedzie razem z tobą szykować słodki stół. Wcześniej mnóstwo bliskich jej osób zaangażuje się w pieczenie słodyczy. Zrobią to dla niej, bo zasłużyła sobie nie tylko na pogodę.

Potem ona nie będzie chciała wyjść ze swojej sali weselnej. Milion razy będzie przekładać makaroniki, bo wciąż nie wie, jak prezentują się najlepiej. Będzie robić zdjęcia i nie słuchać ciebie, gdy powiesz, że przecież będzie fotograf. Ona sama musi wszystkiego przypilnować, w końcu to jej dzień. Zrobicie sobie też ostatnie panieńskie selfie.
Gdy już w końcu pojedziecie do jej domu rodzinnego, ona wciąż będzie miała mnóstwo czasu. Wypijecie kolejną kawę i poślecie snapa z przedślubnym posiłkiem (jogurty jogobella :P). Ona będzie spokojna, albo tak bardzo będzie tłumić to w środku.

W końcu pomożesz jej założyć białą suknię, choć w zasadzie ona pomocy nie potrzebuje. Kolejny raz się zachwycisz, przecież ją pamiętasz ze szkolnej ławki, a dziś taka piękna z niej kobieta.

Ona jeszcze przypilnuje by mama założyła odpowiednie buty i biżuterie. Będzie się też często uśmiechać.

Przyjedzie fotograf i zacznie się wyczekiwanie narzeczonego. Będziecie kombinować, by odpowiednio zorganizować first look. Sprawdzicie nawet, w którym miejscu ogrodu wyjdą najlepsze zdjęcia. Gdy on już w końcu przyjedzie, a ty tylko z werandy będziesz patrzeć jak ona do niego idzie, to polecą Ci pierwsze tego dnia łzy. Przecież od początku wiedziałaś, że się wzruszysz.

W tym momencie czas już naprawdę przyśpieszy. Zaraz będziecie w kościele, a ksiądz w zakrystii spyta się ciebie, dlaczego tak bardzo trzęsą ci się ręcę. A ty znów będziesz tłumaczyć, że tak po prostu masz. Że swój własny ślub przeżyłaś względnie spokojnie, ale gdy patrzysz na swoich bliskich, to nie potrafisz się nie wzruszać i nie denerwować.

Będzie piękna ceremonia, choć nawet ksiądz powie, że maj to przecież miesiąc komunijny i że kiedyś ślubów się w maju nie brało. :P Uśmiechniesz się, bo za kilka dni twoja pierwsza rocznica ślubu. Ahh, ten maj. 

Po kościele emocje z ciebie zejdą. Pomożesz z prezentami, trochę pobiegasz na początku wesela, a potem już będziesz tylko się bawić. Zaśmiejesz się widząc na winietce gimnazjalne przezwisko. Kiedy to było? W którymś momencie też, chwycisz swojego męża za rękę i przypomnisz sobie was, tak całkiem niedawno. Będziesz z nim tańczyć i wspólnie się cieszyć. Przyjedzie też fotobudka, dokładnie ta sama co była u was i zobaczysz, że Pan doskonale was pamięta. Znów się uśmiechniesz.

Gdzieś o 2 w nocy już bardzo będzie ci się chciało spać, pomyślisz sobie, że już nie dla ciebie takie imprezy. Ale będziesz dzielnie walczyć, przecież to wesele nie może się zakończyć bez ciebie. Spokojnie, kryzys minie i jeszcze nad ranem będziesz pomagać sprzątać. ;)

Nazajutrz zjecie razem śniadanie, wymienicie się pierwszymi wspomnieniami i zapakujecie się z prezentami do trzech samochodów. Widząc swój bagażnik pełen skrzynek z winami, znów przypomnisz sobie ten dzień sprzed roku.

Koło południa się pożegnacie, już wiedząc, że będziecie wspominać ten weekend nieraz.





Karolina wyszła za mąż, za świetnego faceta. Darzą siebie wielką miłością i ten dzień oraz ten ślub, był przede wszystkim jej świętem. Świętem miłości, najpiękniejszej, bo ich własnej.