wtorek, 22 sierpnia 2017

Dlaczego jest mnie mniej?

Gdy pisałam ostatni post, myślałam że czarne chmury nad nami już minęły. Nawet nie wiedziałam jak bardzo się pomyliłam.

I tak, znów będę po raz enty tłumaczyć moją nieobecność tutaj. Jest ona spowodowana naszymi ostatnimi przeżyciami, przeżyciami na które na pewno, nie idzie się przygotować.. Bo czasem dzieją się rzeczy, o których ciężko pisać, o których nie chcemy pisać, o których pisać nawet nie umiemy. A są to rzeczy na tyle ważne i istotne w naszym życiu, że nie jesteśmy też w stanie pisać o niczym innym. Dlatego jest mnie tutaj mniej, ale absolutnie nie chcę się z tym miejscem rozstawać. I obiecuje Wam, że nadejdzie moment, gdy znów wpisy będą pojawiać się częściej. Tylko w tym momencie nie jestem jeszcze w stanie określić kiedy dokładnie to będzie.

Ostatnie miesiące to dla nas prawdziwy rollercoaster zdarzeń i emocji. Chyba najgorszy i najtrudniejszy był mimo wszystko czerwiec. Był to miesiąc, kiedy runęło sporo naszych nadziei. Był to czas, gdy uzyskaliśmy wiele odpowiedzi, ale odpowiedzi bardzo niekorzystnych. Był to też chyba czas, gdy popłynęło najwięcej łez. Po tym wszystkim, niespodziewanie zaświeciło słońce. Tak naprawdę to słońce świeciło już wtedy, gdy wylewaliśmy te łzy, o ironio. Wbrew wszelkiej logice, wydarzyło się niemożliwe. Ja wtedy naprawdę uwierzyłam, że cuda się zdarzają. Bo inaczej niż cudem tego nie można było nazwać. A dziś? Dziś jesteśmy gdzieś pośrodku tego stanu z czerwca, a tej radości, która przyszła później. Jesteśmy na pewno dalej niż byliśmy i chyba jest w nas więcej wiary niż było, mimo wszystko. Bo już wiemy, że niemożliwe nie istnieje.

Ale wiecie co? Te wszystkie złe zdarzenia mają też pewną moc. Moc upewniania nas w naszych wyborach, moc odnajdywania w sobie dotąd nieznanej siły, moc, która pozwala mimo wszystko z wiarą patrzeć w przyszłość. Ja zawsze bardzo sobie ceniłam naszą relację z mężem. Od dawna mam świadomość, że spotkało nas coś wyjątkowego, że taka miłość nie przydarza się każdemu. A takie momenty, gdy z oczu płynie naprawdę sporo łez, gdy ciężko znaleźć odpowiedź na niekończące się pytania – upewniają mnie w tym, że nigdy nie chciałabym być z nikim innym. Że mam przy sobie najlepszego możliwego człowieka i że choćby cały świat runął, to on chwyci mnie za rękę i spod tych gruzów wyciągnie. I ja ani trochę nie przesadzam. ;)

I to jest cenne. To jest bardzo cenne, bo to właśnie trudne chwile, nas sprawdzają, jako ludzi. Sprawdzają bardzo dobitnie, jacy jesteśmy tak naprawdę i kim jesteśmy dla siebie nawzajem. A dla mnie mój mąż jest największym wsparciem, ostoją, murem który ochroni przed całym złem tego świata. Jest też kimś, kto w takich sytuacjach, cierpi tak samo, jak ja. A to też upewnia w tym, że mamy wspólne marzenia i cele. I że te same rzeczy są dla nas najważniejsze. I może warto czasem doświadczyć czegoś złego, by jeszcze mocniej się w tym utwierdzić. Uparcie staram się znaleźć cel, w tym co nas spotkało.

Czego jeszcze nauczył mnie ten czas? Że nie wszystkie marzenia spełniają się od razu. I że czasem zwyczajnie, nie wystarczy bardzo chcieć. Że są pytania na które nie znamy odpowiedi i nigdy ich nie poznamy. I że nie powinniśmy też tych odpowiedzi, za wszelką cenę szukać. Że są trudności, o których kiedyś byśmy nawet nie pomyśleli. Ale nauczył mnie też najważniejszego – że nigdy nie należy przestać wierzyć. I że nadzieja naprawdę umiera ostatnia.

Nauczył jeszcze mocniej doceniać to co mamy, choć mam wrażenie, że już od dawna doceniam nawet drobiazgi. Jestem wdzięczna, że mamy siebie. Że spełniło się już wiele naszych marzeń, że mamy dom i swoje miejsce na ziemi. Że mamy tą wyjątkową miłość. I wielkie wsparcie najbliższych, mamy ludzi, na których możemy polegać. I to są rzeczy najcenniejsze. A to, że coś nie wyszło? Zdarza się. I to nie tylko nam.

Niektóre marzenia nie spełniają się od razu. Ale to nie oznacza, że w końcu się nie spełnią. Bo wciąż wierzę, że razem możemy wszystko. I że nie ma rzeczy niemożliwych. Miłość ma moc, nieprawdopodobną.

Piszę ostatnio trochę między wierszami, ale myślę, że nie jedna osoba z Was, domyśli się o czym tutaj jest, tak naprawdę. Nie napiszę wprost, bo to nie miejsce i nie pora. Ale też nie będę przed wami udawać, bo zawsze byłam tutaj bardzo szczera. Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście, mimo tego chwilowego przestoju. :)


1 komentarz:

  1. Jesteśmy i czekamy, aż będziesz gotowa :-)
    Wierzę, że wszystko dzieje się po coś...Często nie wiemy jaki jest sens, dlaczego coś akurat nas to spotyka? Może u Was po to, żeby jeszcze mocniej upewnić Was w Waszej miłości...

    OdpowiedzUsuń